środa, 31 sierpnia 2011

Rozdział 24

Przebudzenie 
Mogłaś się spodziewać, że ten rozdział będzie dla Ciebie, łezko. Za to półtora roku. <3

Gdy rozum śpi, budzą się upiory.
Francisco Goya
Wiesz, Cammie, herbata może uzależniać.
Uśmiechnęłam się do Syriusza znad swojego kubka.
- Naprawdę? To wiele wyjaśnia – odpowiedziałam, robiąc zamyśloną minę i upijając łyk napoju. – Te nagłe ataki histerii, drgawki, majaczenia, bóle głowy…
- Głupota – dorzucił Syriusz, szczerząc zęby.
Zignorowałam go.
- To wszystko dlatego, że mój organizm domaga się teiny. Dobrze wiedzieć. Dziękuję za informację.
Do kuchni wszedł Remus i usiadł koło nas przy stole.
- Herbaty? – zapytałam, unosząc do góry opróżniony do połowy dzbanek.
- Nie mógłbym odmówić – powiedział Remus i sięgnął po swój kubek.
- Nałogowcy – rzucił Syriusz, przenosząc spojrzenie ze mnie na Remusa i z powrotem.
- Anglicy – zaśmiałam się i porwałam z talerza ostatnie kruche ciastko.
Był wieczór tego samego dnia, w którym wypisali mnie ze szpitala. Prześwietlenie niczego nie wykazało, toteż nie było zastrzeżeń, bym mogła wrócić do domu. Czy raczej do mieszkania moich przyjaciół. Jakiś czas temu dzwoniła do mnie Mary, żeby upewnić się, że nie mam jej i Rachel za złe tego, że nie ma ich w Londynie i że nie mogą się mną zająć. Mary wymusiła na Syriuszu oświadczenie, że nie stanie mi się tu żadna krzywda, czy to fizyczna, czy psychiczna. Syriusz udał oburzenie, ale potem obiecał solennie, że już on dopilnuje tego, by włos mi z głowy nie spadł.
@

Nigdy nie prosiłam się o wliczenie w poczet armii Zakonu. Była to raczej spontaniczna decyzja: niebezpieczne czasy, zagrożenie wojną, fakt, że wszyscy inni aż rwali się do walki. Ja nie byłam typem osoby, która rzuca się w wir pojedynków, ale skoro reszta moich przyjaciół się na to pisała, to dlaczego ja nie miałabym spróbować? W końcu chodziło o naszą przyszłość i nasz świat.
Na jedną z akcji zwołali nas w środku nocy. Było mgliście, wiał przenikliwy wiatr, więc postawiłam kołnierz i głębiej wcisnęłam dłonie do kieszeni płaszcza. Bałam się, że zacznie padać – nie wzięłam w końcu parasola. Nie byłam też do końca pewna, co mam robić. Wyjrzałam zza rogu. Ulica była pusta i cicha. Zmarszczyłam brwi i wytężyłam wzrok. Wydawało mi sie, czy coś tam się poruszyło? Puściłam się biegiem, mrucząc pod nosem groźby pod adresem wszystkich sługusów tych złych mocy.
Zawirowało mi przed oczami, w uszach zaszumiało. Jakimś cudem deportowałam się, wcale tego nie chcąc. Znalazłam się w oświetlonym bladym światłem zaułku, a przede mną stał Remus.
- Wpadłam w jakąś siatkę zaklęć, ktoś nie chciał, żebym tam była – stwierdziłam.
Remus skinął głową i machnął ręką, bym szła za nim. Nagle przypomniałam sobie, że mam złamaną nogę i nie mogę iść tak szybko jak mój przyjaciel.
- Hej, czekaj chwilę! – próbowałam go zatrzymać.
Na próżno. Remus już zniknął.
Skoncentrowałam się mocno, ale nic się nie wydarzyło. Nie bardzo wiedziałam, dokąd mam się teleportować, a poza tym te zaklęcia obronne pewnie wciąż działały. Ale Remusowi się udało. Co miałam teraz robić? Uważając na ciężki gips, usiadłam na brudnej ziemi i oparłam się plecami o ścianę. Przymknęłam oczy, oddychając głęboko.
Ocknęłam się, słysząc swoje imię. Ktoś potrząsał moim ramieniem.
- Wstawaj, szybko! – krzyknęła Mary.
- Sosiezieje? – wymamrotałam, ale wstałam posłusznie. Mary pociągnęła mnie za rękę i puściłyśmy się biegiem wzdłuż pustej uliczki. Nasze kroki odbijały się echem wśród uśpionych budynków.
- Chłopcy walczą – mówiła pospiesznie Mary. – Wpadli w jakąś pułapkę. Musimy ich stamtąd jak najszybciej wyciągnąć.
- Jak to: walczą? Z kim walczą? – Nie wiedziałam, co się dzieje wokół mnie. – Kto, Remus? A Syriusz?
- Obaj – wyjaśniła Mary i nagle deportowałyśmy się.
Przymknęłam oczy, bo wirowanie towarzyszące teleportacji zawsze przyprawiało mnie o mdłości. Nagle wpadłam na kogoś.
- Remus! – zdziwiłam się. – Podobno walczyłeś!
- Chciałem go ocalić – powiedział cichym głosem, nie patrząc na mnie. Mary gdzieś znikła, jakby rozpłynęła się w ciemności nocy.
- Kogo ocalić? – zapytałam, choć znałam już odpowiedź.
- Próbowałem, naprawdę – mówił Remus urywanym głosem.
Odsunęłam się od niego.
- Gdzie…? – zdołałam wykrztusić.
Wyciągnął rękę, wskazując pobliski zaułek, a potem zakrył twarz dłońmi i deportował się.
Zabrakło mi powietrza, nie mogłam oddychać. Płuca paliły mnie żywym ogniem, a noga w gipsie pulsowała kłującym bólem. Potruchtałam w stronę zaułka, drżąc na całym ciele. Nie chciałam go widzieć, ale równocześnie musiałam go zobaczyć. Musiałam coś zrobić. Ocalić go, skoro Remus nie potrafił. Żebym tylko się nie spóźniła…
Ale zaułek był pusty, nie było tam żywej duszy. Spodziewałam się ujrzeć jakieś ślady po rozegranej tu walce, a nawet krew, ale zaułek był spokojny i uśpiony, tak jak i całe miasto. Ale ja wiedziałam. Część mnie wiedziała. Osunęłam się na kolana i ukryłam twarz w dłoniach, szlochając cicho.
Czas płynął, a ja nie byłam pewna, od jak dawna płaczę. Trwało to równocześnie parę godzin, jak i parę sekund. Czas nie istniał. Chłód nocy nie istniał. Czułam tylko, że mam mokrą od łez twarz i że wciąż nie mogę oddychać.
A potem usłyszałam kroki. Ktoś dotknął mojej głowy, przesunął łagodnie dłoń na moje ramię. Wstałam i deportowałam się. Miałam wrażenie, że połowa mnie została w tym zaułku i że już nigdy więcej jej nie odzyskam.
Znalazłam się w niesamowicie jasnym pokoju; jaskrawe światło kłuło mnie w oczy, przyzwyczajone już do ciemności. Pokój pełen był ludzi w różnym wieku, a wszyscy rozmawiali ściszonymi głosami i nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Zaczęłam przechadzać się wśród nich, usiłując zrozumieć, o czym mówili, ale słyszałam tylko miarowy, przytłumiony szum, jakbym nagle znalazła się pod wodą.
W końcu ujrzałam moich przyjaciół. Popatrzyli na mnie ze smutkiem w oczach i w milczeniu usiedli na pobliskiej kanapie. Nie było wśród nich Syriusza. Znów poczułam, że nie mogę oddychać. Przed oczami widziałam ciemne plamy, a potem nagle moich uszu dobiegł czyjś głos:
- To nie koniec podróży. Śmierć to tylko kolejna ścieżka, którą wszyscy musimy podążyć*…
Obudziłam się z krzykiem.
Oddech miałam urywany, a dłonie mi się trzęsły, kiedy podniosłam się na łóżku i wyciągnęłam rękę, by zapalić lampkę nocną. Czułam się, jakbym miała gorączkę; na przemian otwierałam i zaciskałam powieki, palcami przeczesywałam włosy i oddychałam głęboko. To był tylko sen. Skąd niby miałam nagle wziąć się na akcji Zakonu? Przecież nie działaliśmy jeszcze w Zakonie. Wysłali nas do mugoli. Ja straciłam pracę. Miałam złamaną nogę. Byłam w starym łóżku Jamesa, a mieszkanie było ciche i ciemne, tak jak Londyn z mojego snu.
Znów wyciągnęłam rękę i zgasiłam światło, po czym opadłam ciężko na poduszkę. Nie mogłam wyprzeć sprzed oczu obrazów ze snu. Ten jasny pokój. Głos Dumbledore’a, rozprawiającego o śmierci. Przekonanie, że Syriusz zginął w jakiejś bezsensownej walce. Że nigdy więcej już go nie zobaczę. Nie usłyszę jego głosu. Że zniknął z tego świata jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, choć przecież dopiero zaczynał żyć. Dlaczego miało go zabraknąć? I co stałoby się z miejscem na ziemi, które zajmował? Nic nie byłoby już takie samo. Przecież on w jakiś sposób wypełniał przestrzeń, w której żył. Oddychał tym ziemskim powietrzem. Istniał. Co stałoby się ze światem, jeśli by go nie było?
Usiadłam, zakrywając twarz drżącymi rękami. Myśl o śnie nie dawała mi spokoju. Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co by było, gdyby… A przecież nie chciałam o tym myśleć, bo to był tylko głupi sen. Wytwór mojej podświadomości. Zobrazowanie wszystkich skrytych lęków i obaw.
Opuściłam stopy na podłogę i wstałam, po czym zaczęłam powoli kuśtykać w stronę drzwi. Musiałam go najpierw zobaczyć, upewnić się, że nic mu nie jest. Ciemność i spokój nocy sprawiała, że wszystko było realne, a ja bałam się, że nie usnę, dopóki nie spojrzę na jego twarz, dopóki nie upewnię się, że on śpi cicho w swoim pokoju, w swoim łóżku, że wcale nie pobiegł walczyć, że wciąż trzymał się kurczowo tego kawałka przestrzeni, którą zajmował, którą wypełniał samym sobą.
Poruszałam się cicho i szybko. Korytarz był ciemny, ale od razu odnalazłam drzwi do sypialni Syriusza. Nacisnęłam klamkę i wetknęłam głowę do środka. Czułam, że trzęsą mi się kolana.
Wciągnęłam nerwowo powietrze, ujrzawszy zarys jego osoby pod pościelą. Ciemne włosy odznaczały się na tle białej poduszki. Przymknęłam oczy, oddychając głęboko. Powinnam teraz wracać, powiedziałam sobie. Przecież nic mu nie było.
Potrząsnęłam głową i weszłam do środka. Musiałam zobaczyć, jak śpi. Musiałam go dotknąć i przekonać się, że wszystko jest w porządku.
Stanęłam przy jego łóżku. Syriusz spał, odwrócony w stronę okna; na jego twarzy malował się spokój, jeden czarny kosmyk opadł mu na twarz. Lewa stopa wysunęła się spod kołdry, palce prawej dłoni trzymały lekko poduszkę.
Poczułam, że się uśmiecham. Uśmiechałam się szeroko, a serce biło mi w piersi tak szybko, jakbym właśnie przebiegła maraton. Obraz nieco mi się rozmazał, kiedy oczy zaszły mi niechcianymi łzami. Pochyliłam się, wciąż czując rozpierającą mnie radość, i odgarnęłam mu włosy z czoła. Przejechałam palcami po ciemnych kosmykach, nie spuszczając oczu z jego spokojnej, uśpionej twarzy. Przesunęłam dłoń na jego policzek, czując nieznaczną szorstkość jego prawie niezauważalnego zarostu. Nagle otworzył oczy.
Nie wiem, co odczytał z mojej twarzy i czy odgadł, dlaczego tu przyszłam, czy może wciąż wydawało mu się, że śpi – w każdym razie Syriusz wyciągnął ręce i wciągnął mnie do swojego łóżka.
- Cammie – wymruczał, otaczając mnie ramionami. Poczułam jego oddech na swojej szyi.
- Jest środek nocy – odparłam cicho, jednak nie poruszyłam się. Syriusz podniósł rękę i przykrył nas oboje kołdrą. Potem znów poczułam jego dłonie na swojej talii.
- Ale przyszłaś tu – powiedział sennie.
- Mhm – mruknęłam. – Musiałam… musiałam. Miałam sen.
- Jaki sen? – zapytał Syriusz, unosząc nieco głowę. Popatrzyłam na niego, jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu; nasze twarze były bardzo blisko.
- Koszmar – odpowiedziałam szeptem.
Syriusz uniósł rękę i przesunął opuszkami palców po mojej twarzy.
- O czym?
- O tobie – powiedziałam szybko.
Spojrzał mi w oczy, mrużąc je lekko. Wciąż czułam ciepło jego dłoni na mojej skórze.
- I co? Byłem zimnym dupkiem i nie chciałem się do ciebie odzywać, a ty przyszłaś tu, żeby mi to wygarnąć?
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Palce Syriusza przesunęły się na moją szyję.
- To wcale nie byłby koszmar – rzuciłam.
- Nie? – zdumiał się chłopak. Jego dłoń znieruchomiała, a twarz przybrała nieprzenikniony, kamienny wyraz.
- Cóż, na pewno nie aż taki, jak ten – wyjaśniłam. Trochę kręciło mi się w głowie i wiedziałam, że nie mogę do końca odpowiadać za swoje słowa i czyny. Wciąż byłam nieco roztrzęsiona poprzednim snem i bajecznie szczęśliwa, że okazał się tylko snem – a w takiej sytuacji wszystko, co było inne od rzeczywistości sennej, było lepsze. Syriusz był zaspany i… I tak naprawdę diabli wiedzieli, co działo się w jego głowie. W każdym razie minę miał nieco zamyśloną.
- Chyba nie rozumiem – powiedział w końcu.
- Chyba nie chcę o tym mówić – odparłam, znów uśmiechając się szeroko. Przymknęłam oczy i przytuliłam się do niego, upajając się ciepłem, jakie z niego promieniowało.
- Cammie… przerażasz mnie – wymamrotał Syriusz, oszołomiony.
- Przepraszam – mruknęłam. – Nie chciałam. Ale teraz mogę iść spać.
Nie chciało mi się jednak wstawać. Syriusz milczał przez chwilę.
- Śpisz? – zapytał w końcu.
- Hmm – wymamrotałam. – Cieszę się, że tu jesteś. – Słowa same wylatywały z moich ust, a ja nie mogłam tego powstrzymać.
- Ekhm. Ja… ja też. Ale, Cammie, o co…
- Wiem, że nie powinnam tu przychodzić. Niczego od ciebie nie chcę. Naprawdę. Nie, jeśli ty tego nie chcesz. Ale musiałam zobaczyć, czy zajmujesz swoje miejsce na ziemi, upewnić się. I cieszę się, że jesteś.
- Cameron, co to był za sen? – zapytał poważnie Syriusz. Pewnie zdążyłam go już nieźle wystraszyć.
Zwinęłam się w kłębek u jego boku.
- Przerażający. Czarny. Zbyt realny.
Poczułam, że Syriusz znów obejmuje mnie mocno.
- W takim razie śpij już – wymruczał.
Posłuchałam go. Nie mogłam go nie posłuchać, czegokolwiek by nie powiedział.

@

Obudziłam się sama, lecz łóżko po stronie Syriusza wciąż było jeszcze ciepłe, wywnioskowałam więc, że musiał wyjść niedawno. A może i nie? Mieszkanie było ciche, choć wytężałam słuch, usiłując wyłapać najmniejszy choćby dźwięk. W końcu usiadłam, przeciągnęłam się i ziewnęłam. Czułam się niesamowicie wypoczęta. Przez resztę nocy nie miałam już żadnych snów, ani dobrych, ani złych. I to mi odpowiadało.
Wstałam i wyszłam z pokoju. W mieszkaniu nie było nikogo, chłopcy poszli pewnie już do pracy. Ziewnęłam i ruszyłam do kuchni. Tak, w zlewie stały dwa puste kubki, jeden po kawie, drugi po herbacie. Uśmiechnęłam się sennie i sięgnęłam po czysty, a potem zrobiłam herbatę i usiadłam przy stole, sącząc powoli gorący napój.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam się dobrze. Czułam się spokojna, szczęśliwa, nienękana żadnymi niepożądanymi myślami, obawami, obrazami. Nocny koszmar odszedł już w zapomnienie; nie miał żadnego znaczenia, bo przecież Syriusz żył. Co prawda wisiała nad nami ciemna i ponura groźba wojny, ale teraz, w tej jasnej kuchni, wydawała mi się tak bardzo nierealna, że nie mogłam się nią przejmować. Byłam w mieszkaniu moich przyjaciół, spałam dziś w łóżku chłopaka, którego kochałam. I który żył. Mógł nie odwzajemniać moich uczuć, mógł z niewiadomych powodów odsuwać się ode mnie, nie chcieć się ze mną związywać. Ale jednak – był. Był przy mnie, nie odrzucił mnie, chociaż niczego nie obiecywał. Niczego nie mówił. Ale ja nie chciałam, żeby cokolwiek mówił. Nie musiał. Ważne było dla mnie to, by móc na niego popatrzyć, by móc być tam, gdzie on, by wiedzieć, czy nic mu nie jest. Powiedziałam mu niedawno, że nie jestem gotowa. Odsunęłam go. Ale on zdecydował, że to nie może zakończyć naszej przyjaźni. Teraz rozumiałam jego przyjazne zachowanie. Z naszej dwójki to on okazał się tym rozsądniejszym, trzeźwiej myślącym i chyba nawet mocniej przywiązanym. Nie wiedziałam, co dalej z nami będzie, ale nie czułam już tej presji związanej z zadręczaniem się myślami o moich uczuciach do niego. Sen uświadomił mi chyba, że powinnam docenić to, że go mam. Że mam nie tylko Syriusza, ale też i resztę przyjaciół. Nie byłam pewna, jak długo utrzyma się ten mój spokój i pogoda ducha, ale chciałam, by przetrwała jak najdłużej. Chciałam być znów dawną optymistką.

@

W czasie lunchu usłyszałam klucz przekręcany w zamku. Odłożyłam książkę, którą czytałam i uniosłam głowę. Do kuchni wkroczył Syriusz.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia – powiedział. A potem uśmiechnął się.
Wydawało mi sie, że zaraz pęknę z radości.
- Dziękuję – odparłam i również się uśmiechnęłam.
- Mam trochę czasu – stwierdził i usiadł przy stole naprzeciwko mnie. Potem rozejrzał się po kuchni. – Czy ty… sprzątałaś?
- Nudziło mi się, więc nieco ogarnęłam tę waszą kawalerkę – odpowiedziałam, wyciągając rękę po pakunek, który przyniósł Syriusz. Naleśniki. Ich zniewalający zapach rozniósł się po całej kuchni, a ja westchnęłam uszczęśliwiona.
- I nadwyrężałaś nogę – dodał surowo Syriusz.
Machnęłam na niego ręką.
- Nic mi nie jest. – Wyciągnęłam rękę, ale nie mogłam dosięgnąć do szuflady ze sztućcami. Chciałam wstać, ale Syriusz uprzedził mnie i rzucił się w stronę szafek, po czym podał mi nóż i widelec.
- Zrobić ci coś do picia? – zapytał, stojąc przy mnie i nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Syriuszu, ja nie jestem ciężko chora – zaśmiałam się.
Zmarszczył brwi.
- Herbatę poproszę – dodałam, chichocząc. – Sobie też zrób. Zjesz ze mną?
- Zjem – odpowiedział tylko i odwrócił się, by nalać wody do czajnika.
Przez chwilę panowało między nami milczenie; ja skoncentrowałam się na krojeniu naleśników, a Syriusz przygotowywał kubki i herbatę.
- Wyspałaś się? – zapytał po jakimś czasie, zerkając na mnie przez ramię.
Skinęłam głową, połykając kęs ciasta.
- A ty? – Popatrzyłam na niego uważnie. – Nie chciałam cię budzić, naprawdę. Sam się obudziłeś.
- Wyspałem się – wtrącił Syriusz i zalał nasze kubki. Momentalnie poczułam zapach herbaty. – Nie przejmuj się tym. Mam dość lekki sen.
Z wdzięcznością odebrałam od niego swój kubek i podsunęłam mu jego porcję lunchu. Chłopak usiadł na krześle tuż obok mnie i sięgnął po swoje sztućce. Jedliśmy w ciszy. Co jakiś czas spoglądałam na niego, przyglądając się jego pięknej twarzy, szarym oczom, nieco zmierzwionym i przydługim włosom. Wciąż czułam w brzuchu motylki, kiedy przypadkowo też unosił wzrok znad swojej porcji naleśników i zerkał na mnie; nic nie mogłam na to poradzić. I wiedziałam, że tak szybko mi to nie przejdzie, że najprawdopodobniej będę się tak czuła do samego końca, nieważne ile razy na niego popatrzę, ile razy będę z nim rozmawiać. Ale nie czułam przygnębienia, wręcz przeciwnie.
- Dziś dam ci spać – obiecałam w końcu, przyglądając się swojemu widelcowi.
- Naprawdę? – zaśmiał się Syriusz. – To miło, dzięki.
Popatrzyłam na niego; jego oczy błyszczały, a twarz rozpromieniała się w uśmiechu. Przełknęłam ślinę.
- Chyba że nie chcesz – zaryzykowałam, nie patrząc na niego.
Syriusz milczał przez chwilę, a potem wyciągnął rękę i dotknął palcami mojego policzka. Wstrzymałam oddech.
- Nie chcę – mruknął niskim głosem.
Poczułam gorąco na twarzy i przyjemny uścisk w żołądku, ale wciąż nie odważyłam się na niego spojrzeć.
- Dlaczego? – zapytałam. W ustach miałam sucho. Wiedziałam, że postawiłam wszystko na jedną kartę: wyraziłam życzenie, dałam mu znać, że nie dbam o to, czy jestem gotowa, czy nie. Że wojna jest zbyt blisko, by przejmować się takimi błahostkami. Wszystko zależało od niego, a on… on chciał, żebym znów do niego przyszła. Czekał na mnie, choć ja wcale na to nie liczyłam.
- Dlaczego? – powtórzył. Głos miał cichy i odległy, jakby zamyślony. – Bo ja też cieszę się, że tu jesteś.
Potem wyszedł. Nie bardzo wiedziałam, co właśnie się stało. Czy to znaczyło, że oboje chcieliśmy znów spróbować czegoś więcej? Czy niczego nie nauczył nas ten pierwszy raz? Nie byłam pewna, co miał na myśli, mówiąc, że też się cieszy. I kim dla niego byłam. Ale to nieważne. Bez względu na to, czy wciąż zachowywał się jako mój przyjaciel, czy nie, zamierzałam przyjść i popatrzyć na niego również tej nocy.
___
* Słowa mistrza Tolkiena, oczywiście. Czapki z głów.

4 komentarze:

  1. Na początek powiem, żebyś ustawiła sobie tło zewnętrzne, będzie ładniej wyglądać wszystko :)

    Te przenosiny tutaj z onetu to po to by kontynuować, prawda? Prawda? *nadzieja*
    Bo wiesz, ja siedziałam do wpół do piątej, żeby wszystko (no dobra, od szóstego rozdziału, bo do niego doczytałam jakiś czas temu na onecie) za jednym zamachem przeczytać, więc nie możesz mnie teraz zostawić z takim ogromnym niedosytem, ciekawością (niewyspaniem też) i w ogóle!
    Chciałam skomentować każdy rozdział osobno i trochę zaspamować Ci maila, ale po nieprzespanej nocy jakoś średnio mam na to ochotę, dlatego będzie jednak wszystko razem.
    W ogóle już sam cytatem totalnie zdobyłaś fankę, bo to przecież mój ukochaaaany! <3 Ja miałabym nie przeczytać czegoś co:
    a) ma cytat Baczyńskiego na belce,
    b) jest o Huncwotach?!
    Nie, tak po prostu nie mogło być. Przeczytałam sześć rozdziałów, potem miałam dzień przerwy, trafiłam tu (w sensie na blospota zamiast na onet) i stwierdziłam, że za bardzo mi się to podoba, żeby nie skończyć na raz i siedziałam do rana (dobra, kończę się powtarzać).

    Uwielbiam Twoich bohaterów. James, James, olej Lily, wyjdź za mnie, jesteś cudowny! <3 Taka idealna żywa poduszka. Syriusza też uwielbiam, ale on mnie czasem irytuje swoim, hm, jak to nazwać? Zapatrzeniem w siebie? Nie, takim... Ignorowaniem uczuć, nie tylko innych, ale chyba trochę też swoich. Boże, nie umiem się wysłowić, mam nadzieję, że mnie zrozumiałaś. Cammie mnie też denerwowała przez pewien czas, gdzieś w środku opowiadania, ale teraz znów ją lubię. Obie jesteśmy romantyczkami, także... W sumie mało bohaterek, przy takiej narracji zwłaszcza, lubię. Ja się utożsamiam z Rachel, pomijając fakt, że jestem singlem. Tak bardzobardzobardzo. Utożsamiam się znaczy bardzo, a nie jestem singlem bardzo. Remus jest uroczy, taki prawdziwy przyjaciel, pokroić się za takiego bym dała. Poważnie. W ogóle Huncwoci są tacy... No jak Huncwoci być powinni. I lubię to, że nie ma tu Petera, bo go nie znoszę i jedyne, co robi we wszelkich opowiadaniach, to mnie niemiłosiernie wkurza. Mam trochę wrażenie, że Mary nie pasuje do reszty, ale może to tylko wrażenie. Nie lubić jej chyba nie wypada, skoro to moja imienniczka, a ja wychodzę z założenia, że osoby moim imieniem muszą być wspaniałe, ale ona mnie denerwuje. Nie zawsze, kiedy się pojawia, ale przeważnie.

    Podoba mi się sam pomysł z tym, żeby osadzić akcję wtedy, kiedy bohaterowie już skończyli Hogwart :) I to, że pracują dla Zakonu w mugolskiej gazecie. Tego jeszcze nie było. Przynajmniej nie wśród tego, co lubię.

    Ostatni rozdział był taki... znów nie mam słów, uroczy *.*
    - Dziś dam ci spać – obiecałam w końcu, przyglądając się swojemu widelcowi.
    - Naprawdę? – zaśmiał się Syriusz. – To miło, dzięki.
    Popatrzyłam na niego; jego oczy błyszczały, a twarz rozpromieniała się w uśmiechu. Przełknęłam ślinę.
    - Chyba że nie chcesz – zaryzykowałam, nie patrząc na niego.
    Syriusz milczał przez chwilę, a potem wyciągnął rękę i dotknął palcami mojego policzka. Wstrzymałam oddech.
    - Nie chcę – mruknął niskim głosem.

    OJEJ, OJEJ, OJEJ. I WANT MORE.
    Oni są tacy uroczy razem, zwłaszcza jak nie są parą. Bo jak są parą wszystko jest bardziej oczywiste, a teraz takie... No takie ojej, o.

    Boże, ten komentarz nie ma sensu, więc go już kończę. Nie umiem komentować, co właśnie widać na załączonym obrazku.
    Miałam jeszcze o czymś wspomnieć, ale ja geniusz oczywiście musiałam zapomnieć...

    Pisz to dalej, prooooooooszę! *ładne oczy*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Z tłem, szablonem i wszystkim innym na pewno będę jeszcze kombinować, ale przyjdzie na to czas - i tak będę musiała najpierw ogarnąć tego blogspota, jestem tu pierwszy raz. :) I tak, przenosiny dlatego, że onet mnie irytuje, i po to, by móc (wreszcie) coś napisać dalej.
    Wiem, że nie powinnam, bo to wredne, ale cieszę się, że czytałaś do rana. To znaczy, to miłe, ale czuję się zobowiązana przeprosić, że przeze mnie chodzisz niewyspana. Bardzobardzobardzo mi przykro (okej, nie aż tak bardzo).
    Fanka Baczyńskiego! Cudownie. :) Ja co prawda nie znam go aż tak dogłębnie, ale ten wiersz uwielbiam. <3
    Cieszę się, że masz takie silnie opinie (istnieje w ogóle takie sformułowanie w polskim? :o) o moich (a właściwie nie całkiem moich) bohaterach. To chyba dobrze, nie? :D

    Dziękuję Ci bardzo za komentarz, chyba jesteś pierwsza na blogu :)) I nie przejmuj się, komentarz był cudowny, ja za to kompletnie nie mam wprawy ani w pisaniu ani w odpisywaniu na nie, więc wybacz ^^'

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :* Oczywiście, że o Tobie pamiętam, i bardzo się cieszę, że jeszcze ktoś z moich ulubionych autorów opowiadań nadal tworzy. :) Z chęcią będę czytać dalsze rozdziały, bo uwielbiam to opowiadanie! :) Bardzo proszę byś dalej powiadamiała mnie o nowych notkach. :* Pozdrawiam serdecznie! [kochaj-lub-nienawidz.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że pamiętam! Prawie umarłam ze szczęścia, jak zobaczyłam, że napisałaś u mnie komentarz. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś ze swoim blogiem *.*
    Proszę, proszę, napisz coś dalej; jestem niepoprawną fanką Syriusza, a Twoje opowiadanie jest FANTASTYCZNE!! Właśnie zaczęłam ferie, więc chętnie przeczytam je całe jeszcze raz! Będę obserwowała Twojego bloga ;D Zapraszam do poczytania mojej twórczości, przeniesionej tu z onetu i trochę zmienionej, co prawda nie jest o Huncwotach, ale myślę, że mogłoby Ci się spodobać, gdybyś kiedyś miała chwilę czasu^^ Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń