wtorek, 23 listopada 2010

Rozdział 17



Okrutna konieczność
  
„This is the last time, this is the last fight;
sunsets to sunrise, this is my goodbye…”
Automatic Loveletter

Poprawiłam marszczenie u dołu sukienki, przywołując na usta uśmiech i biorąc parę głębokich oddechów. I czego ja się obawiałam? Wizyta u swojego chłopaka, też mi coś. Przecież już nieraz tu byłam, zdarzało mi się tu nawet nocować, powiedziałam w myślach, nakazując sobie spokój. Cóż, ale nigdy nie odwiedzałaś go jako jego dziewczyna, podszepnął jakiś głosik wewnątrz mnie.
- Och, zamknij się – mruknęłam pod nosem, po czym uniosłam rękę i zdecydowanym ruchem zapukałam do drzwi mieszkania Huncwotów.
- Wejdź! – usłyszałam. Uniosłam brwi i powoli nacisnęłam klamkę, nieśmiało zaglądając do środka.
- Syriusz…?
Chłopak wyszedł z salonu i stanął w przedpokoju, czekając, aż wejdę. Wzruszyłam ramionami, ale posłusznie postąpiłam parę kroków do przodu i zamknęłam za sobą drzwi. Syriusz ani drgnął.
- Cześć – rzuciłam w końcu, posyłając mu lekki uśmiech. Nie mogłam się powstrzymać i zmierzyłam go spojrzeniem od góry do dołu, ale nie wyglądało na to, żeby się jakoś specjalnie wystroił. Nagle poczułam się głupio w tej swojej eleganckiej sukience, trzymanej przecież na szczególne okazje…
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – spytał po chwili Syriusz, śmiejąc się cicho. Zrobił ku mnie jeden duży krok, cmoknął mnie w policzek i wrócił na swoje miejsce. – Rozgość się i chodź do salonu, znalazłem jakiś film.
Patrzyłam, jak odwraca się i zostawia mnie na korytarzu, ale postanowiłam tego nie komentować i jak gdyby nigdy nic zdjęłam płaszcz i buty, a torebkę przewiesiłam przez ramię. Dyskretnie zajrzałam do kuchni, ale nie znalazłam tam żadnych oznak na to, że Syriusz w jakikolwiek sposób przygotował się na moje przyjście. Szybko zdusiłam w sobie uczucie zawodu i podążyłam do salonu.
Syriusz siedział na kanapie, czytając opis na pudełku kasety wideo. Kiedy się zbliżyłam, podniósł głowię i posłał mi piękny uśmiech, który wynagrodził mi całą resztę. On i pełne zachwytu spojrzenie, jakim mnie zmierzył. Bez słowa poklepał miejsce obok siebie.
- Co to za film? – zapytałam od niechcenia, z gracją siadając obok niego.  A przynajmniej miałam nadzieję, że zrobiłam to z gracją.
Syriusz zdawał się nie dosłyszeć pytania.
- Boisz się mnie? – roześmiał się, odrzucając pudełko po kasecie na podłogę. Zerknęłam na dość dużą przestań, jaka nas dzieliła.
- Co? Nie – odparłam szybko, odkładając na bok torebkę. – Dlaczego…
- Ja nie gryzę, Cammie – mruknął, posyłając mi zachęcający uśmiech i nie odrywając ode mnie wzroku.
- No, tego nie byłabym taka pewna…
Dobra, przyznaję: drażniłam się z nim. A to, w jaki sposób na mnie patrzył, jeszcze bardziej podsycało we mnie chęć do flirtu. O ile to coś w moim wykonaniu w ogóle można było nazwać flirtem.
- Przekonaj się – wymruczał Syriusz, ale nie dał mi okazji na odpowiedź, zamiast tego pochylając się nade mną i całując.
Jako że nie miałam żadnych szans na odepchnięcie go od siebie – nie, żebym tego chciała – po prostu poddałam się uczuciu ekscytacji, które wybuchało we mnie za każdym razem, kiedy tylko jego usta dotykały moich. Co prawda jakiś złośliwy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że nie powinnam tak reagować, bo przecież nie o to chodziło w poważnym związku mężczyzny i kobiety, a przynajmniej nie tylko… ale, cóż, pocałunki Syriusz skutecznie odsuwały ode mnie takie myśli.
Nie minęła chwila, a już znalazłam się na jego kolanach, obejmując ramionami jego szyję i poddając się magii chwili. Czułam ręce Syriusza prześlizgujące się po moim ciele i jakoś tak nie mogłam wybić sobie z głowy wizji, w której te dłonie wsuwały się pod moją sukienkę, dotykając mojej nagiej skóry, tylko po to, by po chwili odrzucić niepotrzebne ubranie na podłogę…
Głuchy dźwięk uderzania czegoś o ziemię wyrwał mnie z zamyślenia i sprawił, że odsunęłam się nieco od chłopaka. Okazało się, że to tylko moja torebka, zepchnięta nienaumyślnie. Usta Syriusza zostawiały palący ślad na mojej szyi, ale ja jakoś nie mogłam się na tym skoncentrować.
- Gdzie jest Remus? – zapytałam, a potem nie mogłam powstrzymać cichego westchnienia, kiedy poczułam, że wargi chłopaka niebezpiecznie zbliżyły się do linii dekoltu mojej sukienki. Syriusz przesunął palcem po moim ramieniu, sprawiając, że zadrżałam, kiedy cienkie ramiączko ubrania zsunęło się na dół.
- Nie mam pojęcia – mruknął Black, zacieśniając uchwyt ręki, którą obejmował mnie w pasie.
- Tak więc… – urwałam, kiedy dłonie Syriusza przesunęły się wzdłuż mojej talii, unosząc nieco moją sukienkę. – …więc nie wiesz, kiedy on… wróci? – zapytałam i odchyliłam głowę do tyłu, przymykając oczy. Palce Syriusza przebiegły w górę mojego uda.
- Nie wiem – przyznał ze śmiechem, choć w jego głosie mogłam również dosłyszeć wyraźną nutkę pożądania. – Dlaczego cię to obchodzi?
Nie dał mi nawet odpowiedzieć na swoje pytanie, znów złączając swoje usta z moimi. Kiedy tak rozkoszowałam się smakiem jego pocałunku i dotykiem twardej klatki piersiowej, którą czułam pod palcami, wydawało mi się, że skutecznie odciągnął mnie od tematu moich rozmyślań. Potem jednak oderwał się ode mnie, mocno chwycił w pasie i przewrócił na sofę. Na chwilę zabrakło mi oddechu.
- Syriusz… – wymamrotałam. Chłopak nie zwracał najmniejszej uwagi na moje słowa, jak gdyby nigdy nic kontynuując pieszczoty. – On się o nas dowie…
Te słowa podziałały na niego jak zimny prysznic. Odsunął się ode mnie, podtrzymując na łokciach.
- Czemu ciągle do tego wracasz? – zapytał zadziwiająco ostro, biorąc pod uwagę, że jeszcze przed sekundą topniałam w jego ramionach.
- Jak to: wracam? – zdziwiłam się. – Mówię tylko, że…
- Tak, wiem, ty tylko mówisz. Na okrągło. – Syriusz podniósł się i usiadł na kanapie, odwracając ode mnie spojrzenie.
Uniosłam się na łokciach, czując zimno, które mnie otoczyło, kiedy zabrakło mi dotyku ciała chłopaka. Zauważyłam, że sukienka podwinęła mi się dość wysoko, więc szybko naciągnęłam ją na uda, zawstydzona. Potem usiadłam, biorąc przykład z Blacka.
- Nie rozumiem – mruknęłam, gdy cisza się przeciągała.
Syriusz skierował na mnie spojrzenie. Było zdumiewająco chłodne, nawet jak na niego.
Zadrżałam.
- Tak, zauważyłem – stwierdził sucho. – Nie możesz zrozumieć, że po prostu nie chcę nikomu o nas mówić.
- Nie o to mi chodziło… – zaprotestowałam. Przecież ja tylko zauważyłam, że Remus może w każdej chwili wrócić!
Syriusz prychnął cicho.
- Może nie tym razem – przyznał. – Ale tak poza tym wciąż przywołujesz ten temat.
Poczułam delikatną falę napływającej złości.
- Owszem, masz rację, przywołuję – odparłam, naśladując jego suchy ton. – I tak, nie rozumiem, dlaczego chcesz to ukrywać przed przyjaciółmi.
- Może po prostu nie jestem na to gotowy? – Syriusz zacisnął usta, nie patrząc na mnie.
Teraz to ja nie mogłam powstrzymać prychnięcia.
- A na co ty chcesz być gotowy, co? To przecież nic wielkiego, przecież nie bierzemy ślubu – rzuciłam rozgoryczona.
- Nie o to chodzi.
- No to o co? – zapytałam, pochylając się ku niemu. Po raz pierwszy postawiłam tę sprawę jasno i byłam zdeterminowana, by uzyskać od niego sensowną odpowiedź. O ile w ogóle taka istniała. – Wytłumacz mi, Syriusz.
- Nie zrozumiesz.
- Taa, skoro nie wyjaśnisz mi tego, na pewno nie zrozumiem – zirytowałam się.
Po tych słowach Black wreszcie na mnie popatrzył.
- Wiem, że tego nie zrozumiesz, okej? – naskoczył na mnie. – Ja sam nie do końca to rozumiem…
- Cudownie, masz problemy natury egzystencjalnej – sarknęłam. – Tylko wiesz, oni są naszymi przyjaciółmi, powinni…
- A może nie mam ochoty im o tym mówić, co? Pomyślałaś o tym choć przez chwilę? – wściekł się chłopak. Zaciętość w jego szarych oczach tak mnie zaskoczyła, że odsunęłam się od niego.
- Och – wymamrotałam, czując się, jakby nagle spuszczono ze mnie całe powietrze. Nie chciał się tym dzielić, tak? Wolał o niczym nie mówić, na wypadek, gdyby coś nie wyszło, co? – Rozumiem.
Syriusz pokręcił przecząco głową.
- Nie, widzę, że nie rozumiesz – stwierdził. – Tak ci się tylko wydaje. A ja nie chcę, żeby oni o tym wiedzieli, nawet jako przyjaciele…
Wstałam, czując, że zesztywniały mi nogi. Nie patrząc na Syriusza i schylając się po torebkę, powiedziałam tylko pozornie spokojnym tonem:
- A więc jednak rozumiem.
Po czym ruszyłam w stronę przedpokoju.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. On naprawdę – naprawdę – zamierzał nadal ukrywać to przed resztą. Może wydawało mu się, że tak będzie lepiej, że nikt nie będzie się do nas wtrącał… Ale nie miał racji. Ja osobiście wręcz paliłam się do tego, by zwierzyć się przyjaciółkom – oczywiście nie ze wszystkiego, co się między nami działo – ale on najwyraźniej stwierdził, że nasz „związek”, o ile w ogóle mogłam użyć takiego słowa, nie jest na tyle ważny, by o nim mówić…
- Cameron – odezwał się Syriusz mocno poirytowanym głosem. Usłyszałam, że wstał z kanapy i ruszył za mną, ale nie zatrzymałam się. – Cameron, do cholery, dokąd idziesz?
- Wracam do domu – oświadczyłam bez cienia emocji, choć tak naprawdę wewnątrz mnie szalała burza. – Ale nie martw się, nie powiem nikomu o tym, co tu się stało.
- Cameron. – Syriusz zagrodził mi drogę, patrząc na mnie gniewnie. – Co cię ugryzło? Wracaj do salonu.
Zaśmiałam się sarkastycznie.
- Po co? Żeby dalej się z tobą kłócić? – zapytałam gorzko i schyliłam się, żeby zabrać swoje buty, ale chłopak złapał moje ręce.
- Ty chyba nie pamiętasz naszych kłótni – rzucił Syriusz lekko rozbawionym głosem, ale natychmiast spoważniał, kiedy posłałam mu złe spojrzenie. – Cammie, daj spokój. – Westchnął, nie puszczając moich rak. – Histeryzujesz.
- Ja histeryzuję? Ja? – oburzyłam się piskliwym głosem, choć wcale nie chciałam tak brzmieć. – Nie, Syriusz; to nie ja ukrywam nas przed naszymi przyjaciółmi.
- Nie ukrywam nas – parsknął Black. – Po prostu uważam, że to nie ich sprawa.
- To źle uważasz! – Wyrwałam ręce z jego uścisku, nie patrzą mu w oczy w obawie, że zobaczy, iż zbiera mi się na płacz. – To tak, jakbyś ukrywał przed nimi wygraną na loterii albo inną radosną wiadomość…
- Ale ja nie chcę, żeby oni się wtrącali, rozumiesz? – Syriusz podniósł głos i złapał mnie za ramiona. Jeszcze brakowało tylko, żeby zaczął mną potrząsać. – Chcę, żeby to wszystko zostało tylko między nami!
Zacisnęłam oczy, czując zbierające się pod powiekami łzy. Uścisk Syriusza wzmocnił się.
- Przecież nie będziemy im się zwierzać – wyszeptałam, ale byłam pewna, że chłopak mnie usłyszał. – Wystarczy, że powiemy im o tym, że jesteśmy razem i…
- No i po jaką cholerę! – bardziej krzyknął niż zapytał Syriusz, puszczając mnie i zaczynając spacerować nerwowo po korytarzu. – Powiedz mi, Cameron, czy to jest ich sprawa? Nie, nie jest!
- Ja po prostu nie chcę się już dłużej ukrywać! – krzyknęłam, tracąc resztki cierpliwości. Głos mi drżał, to prawda, ale nie zwracałam na to uwagi. – Zrozum wreszcie! Jest mi ciężko, kiedy Mary pyta, gdzie się podziewałam, a ja nie mogę powiedzieć jej prawdy! Albo kiedy James i Lily zapraszają mnie na obiad, a ja przypadkiem nie mogę przyjść, bo mam tajną randkę z tajnym chłopakiem!
Wreszcie na niego popatrzyłam, usiłując zetrzeć z policzków głupie łzy.
- To nie będzie trwało wiecznie, daj mi jeszcze trochę czasu… – zaczął Syriusz, ale ja nie skończyłam.
- Wiesz, jak ja się czuję? – spytałam roztrzęsiona. – Jakbyś się mnie wstydził. Jakbyś bał się przyznać do tego, co między nami jest. – Chciałam dodać, że bardzo mnie to boli, ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego stwierdziłam cicho: – No, chyba że niczego między nami nie ma i nigdy nie było.
Syriusz patrzył na nie przez dłuższą chwilę, jakby nie wiedział, co o tym myśleć, co odpowiedzieć. Zauważyłam wahanie w jego oczach i to mi wystarczyło.
- Mam dość – powiedziałam, czując się całkowicie wyprana z jakichkolwiek uczuć. Złapałam płaszcz i buty, a potem popatrzyłam spokojnie na Syriusza, pewna, że to, co robię, jest słuszne. – Myślę, że najwyższy czas skończyć to, czego tak naprawdę nigdy nie było.
I, nie czekając ani chwili dłużej, wyszłam.

@

Wątpliwości dopadły mnie dopiero wtedy, gdy usiadłam ciężko na zimnej ławce w parku. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się stało, nie chciało to do mnie dotrzeć; czułam jakby wokół mnie wyrósł gruby, nieprzepuszczalny mur, który przed wszystkim mnie ochraniał. Jednak gdzieś na dnie świadomości zaczęły pojawiać się myśli, pytania, krzyki. Nie rozumiałam ich – i wcale nie próbowałam zrozumieć. Teraz był czas na to, by odpocząć, by wyłączyć się, odetchnąć.
Znałam tylko jeden skuteczny sposób.
Wciąż półprzytomna, bezmyślnie mijając napotkanych na ulicach ludzi, nie zwracając uwagi na coraz szybciej ciemniejące niebo, dotarłam do najbliższego pubu.
Wydawało mi się, że śnię.

@

Przepraszam Was za ten rozdział. Przestałam rozumieć swoich bohaterów, oni żyją już własnym życiem, sami stwarzają sobie problemy, których zapewne też nie pojmują. I wybaczcie, że tak długo to trwało, choć rozdział miałam już napisany – po prostu bardzo, ale to bardzo nie lubię przepisywać do Worda.
W każdym razie – zmusiłam się do tego i zaczęłam pisać, słuchając Fatalnych Jędz i soundtracków z wszystkich kolejnych części Harry’ego. Aktualnie mam fazę na trio, a zwłaszcza na Rona, dlatego nie wiem, co będzie z kolejnym rozdziałem. Ale – postaram się. Jak zawsze!
PS Widziałyście Insygnia? ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz