środa, 20 października 2010

Rozdział 16



Maligna

I’m so heavy
in your arms…
Florence + the Machine

Mówi się, że miłość zmienia ludzi. Pozostaje tylko pytanie: na lepsze czy na gorsze? Tego jeszcze nikt nie dowiódł, nie podał niezbitych argumentów. Wszystko chyba zależy od człowieka.
W moim przypadku, niestety, była to zmiana na gorsze, choć docierało to do mnie powoli, malutkimi kroczkami, szepcząc wieczorami do ucha i wzbudzając wyrzuty sumienia.
Pierwszym dowodem na to był fakt, że podczas tego całego miłosnego zamieszania wokół Syriusza zapomniałam o urodzinach Remusa. Co ważniejsze, były one w dzień ślubu, a goście weselni składali mu życzenia podczas tej uroczystości. Mnie wtedy zabrakło, bo zniknęłam z Syriuszem na tarasie, zapominając o całym świecie, czując się niewyobrażalnie szczęśliwą w ramionach Syriusza, podczas gdy nasze oddechy tworzyły małe obłoczki pary w chłodnym wczesnowiosennym powietrzu.
Remus co prawda nie skomentował tego w żaden sposób. To nie byłoby w jego stylu, choć niewykluczone, że było mu przykro. Na pewno. Następnego dnia, kiedy razem z Mary i Rachel siedziałyśmy w naszej kuchni i popijałyśmy poranną kawę (albo herbatę), panna Needle jakoś tak zaczęła mówić o Remusie, o tym, że wczorajszej nocy był taki inny, taki wyluzowany, tak dobrze tańczył i w ogóle, ale może to była zasługa alkoholu, muzyki albo tego, że były to jego urodziny…
Oderwałam się od kubka pełnego aromatycznej herbaty i wbiłam w przyjaciółkę przerażone spojrzenie. Przerwała swój słowotok i popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Co ci jest? – zapytała.
Zamrugałam, usiłując uspokoić swoje dziko galopujące serce.
- Nic, nic – mruknęłam, a w głowie tłukło mi się tylko jedno.
Przegapiłam urodziny najlepszego przyjaciela.
Wspomniałam o tym Syriuszowi, kiedy pewnego dnia po pracy zaszyliśmy się w jednej z małych, ciemnych kawiarenek i popijaliśmy słodkie czerwone wino. Ten tylko wzruszył ramionami, stwierdzając, że tak, faktycznie, to nie było zbyt miłe, ale już dziś złoży mu życzenia, a ja powinnam zrobić to samo. Remus przecież nie będzie miał nam tego za złe.
Jednak nasilające się wrażenie, że wszystko jest nie tak, jak być powinno, nie pozwoliło mi tak po prostu podejść do Lunatyka i powiedzieć, że zawaliłam, że to moja wina i że się poprawię. Nie zrobiłam tego ani pierwszego dnia, ani następnego; potem minął tydzień od dnia ślubu Lily i Jamesa i z gorzkim uśmiechem stwierdziłam, że chyba już za późno, a jakby ktoś o coś pytał, powiem, że przecież moje życzenia były zawarte w życzeniach reszty gości, w ich toaście na cześć Remusa.
Oprócz tego Syriusz wciąż wzbraniał się przed ujawnieniem innym tego, że jesteśmy razem. Co prawda poruszyłam ten temat tylko raz, podczas jednego z wielu potajemnych spotkań, a kiedy zaprotestował, postanowiłam już więcej do tego nie wracać, stwierdzając, że może po prostu nie jest jeszcze na to gotowy. Mimo to coraz ciężej było mi ukrywać prawdę przed przyjaciółkami, a zwłaszcza Mary, która przecież teoretycznie mieszkała ze mną. Ale tylko teoretycznie – ostatnio bowiem coraz częściej nocowała w mieszkaniu Rachel, gdzie nie było już Lily. Co prawda Needle stale zapraszała nas obie, ale sprytnie się wymigiwałam, wymyślając coraz to nowe, głupsze powody.
Choć tak naprawdę cały czas chodziło tylko o Syriusza.

@

To, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę powoli oddalam się od przyjaciół, wydarzyło się w jedno z leniwych piątkowych popołudni, spędzonych w redakcji.
Pisałam właśnie artykuł, co jakiś czas podnosząc wzrok znad ekranu i zaglądając przez szklane ściany do boksu Syriusza. On zresztą prawie w ogóle nie pracował, jak gdyby nigdy nic huśtając się na swoim fotelu i rozmawiając z Remusem i Rachel. Chociaż z drugiej strony powinnam nazwać to monologiem, bo żadne z jego towarzyszy się nie odzywało.
W pewnym momencie zauważyłam, że Rachel wstaje gwałtownie z fotela i wręcz wybiega z boksu. Mijając nasz dział, rzuciła mi spłoszone spojrzenie i uciekła do łazienki.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na Jamesa.
- Widziałeś to? – zapytałam zaniepokojona.
- Co takiego? – Jim oderwał wzrok od przeglądanej gazety i popatrzył na mnie nieprzytomnie.
Machnęłam ręką.
- Nie, nic. Nie przeszkadzaj sobie – odparłam.
Wciąż jednak czułam dziwny uścisk w żołądku i co jakiś czas zerkałam w stronę chłopaków w boksie obok. Syriusz dalej gadał jak najęty, ale Remus wbijał nieobecny wzrok w swoją klawiaturę. Było pewne, że nie ma pojęcia, co dzieje się wokół niego. W pewnej chwili wstał nawet i ruszył w stronę drzwi tylko po to, by po sekundzie wrócić z powrotem na swoje miejsce. Widziałam, że rzuca podenerwowane spojrzenia w stronę łazienki. Rachel dalej nie wracała.
- Jim, czy nie zauważyłeś ostatnio czegoś… dziwnego? – spróbowałam po raz kolejny.
- A o czym mówisz? – spytał chłopak, a ja zdałam sobie sprawę, że przecież James nie mieszkał już z Remusem. Potrząsnęłam więc tylko głową i, nakazując sobie spokój, z powrotem spróbowałam zagłębić się w pracy.
Nie minęła minuta, a korytarzem przeszła Mary. Powiodłam za nią wzrokiem, a kiedy zniknęła za drzwiami łazienki, rzuciłam się na klawiaturę komputera. „Co się dzieje?”, napisałam do Syriusza. Odpowiedź nadeszła po paru sekundach.
„Dziś u ciebie?”
Przygryzłam wargę, walcząc z uczuciem rodzącym się gdzieś wewnątrz mnie. Tak, dziś Mary znów udawała się do Rachel, a ja miałam całe mieszkanie do swojej dyspozycji. MY mieliśmy. Tylko dlaczego coś nie dawało mi spokoju?
Napisałam Syriuszowi krótkie „Jasne”, a potem wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Co to, jakieś babskie spotkanie? – usłyszałam jeszcze żart Jamesa, ale zignorowałam go i wręcz wbiegłam do łazienki.
Widok, który tam zastałam, sprawił, że omal nie wycofałam się na korytarz. Poczułam ukłucie zimnego strachu i zmartwienia, ale zwalczyłam je i postąpiłam parę kroków naprzód, w stronę Mary, która trzymała w ramionach zanoszącą się szlochem Rachel.
- Co się dzieje? – spytała na wydechu, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Niepotrzebnie, bo żadna z nich mi nie odpowiedziała. – Rach…?
Dlaczego ta rozgadana i zawsze pogodna Rachel stała teraz na środku łazienki i płakała, chowając twarz w dłoniach i zapewne rozmazując swój idealny makijaż? I dlaczego Mary posłała mi zimne, wręcz wściekłe spojrzenie, aż poczułam się kompletnie nie na miejscu?
- N-nic – wymamrotała panna Needle, odrywając się od Mary i ocierając oczy, do których i tak wciąż napływały nowe łzy. – J-ja tylko… N-nic się nie dzie-ee-je…
- Przecież widzę – powiedziałam przestraszona.
- Nie, Cam, ty niczego nie widzisz – oznajmiła sucho Mary.
Popatrzyłam na nią zdumiona, ale Rachel potrząsnęła gwałtownie głową, podchodząc do wielkiego lustra i przeglądając się w nim, usiłując powstrzymać szloch i naprawić szkody, jakie wyrządziły łzy.
- Przestań, Mary – powiedziała cicho, słabo. Rachel nigdy tak nie mówiła, co sprawiło, że jeszcze bardziej zgłupiałam.
- Możecie mi powiedzieć – stwierdziłam po chwili. – To znaczy… Rachel, musisz mi powiedzieć.
- Gdybyś nie była aż tak zajętą sobą, już dawno byś wiedziała. Już dawno byś zauważyła – syknęła Mary.
Zamarłam.
- O czym ty mówisz? – zapytałam, czując, że robi mi się dziwnie słabo.
- Daj jej spokój, Mary – poprosiła cicho Rachel. Uspokoiła się już, ale jej oczy wciąż były mocno zaczerwienione. – Każdy ma… każdy ma swoje problemy. – Odetchnęła głęboko raz, drugi, trzeci, a po chwili znowu zakryła twarz dłońmi. – Nie mogę tam teraz wrócić! – zawołała zrozpaczonym głosem.
Mary objęła ją mocno, nie patrząc na mnie.
- Pójdę do Daggera i pojedziemy do domu, dobrze? Musisz zrobić sobie trochę przerwy.
Zanim zdążyłam zareagować, obie wyszły z łazienki, zostawiając mnie samą na środku białej, zimnej łazienki, z głową pełną niewypowiedzianych pytań.

@

Dlaczego akurat dzisiaj?
Wyprostowałam się, odgarniając włosy z twarzy i przerzucając zakurzoną ściereczkę z ręki do ręki. Popatrzyłam na Syriusza, który jak gdyby nigdy nic stał przy szafie, opierając się o nią jednym ramieniem, i nie spuszczał ze mnie wzroku. Próbowałam, naprawdę próbowałam nie zachwycić się jego widokiem, ale moje serce nie chciało słuchać zdrowego rozsądku.
- Co: dzisiaj? – zapytałam, wracając do przecierania półek. Skrupulatnie podnosiłam każdą książkę, świeczkę i ozdobę, walcząc z drobinkami pyłu, które raz po raz wzbijały się w powietrze.
- Akurat dziś wzięłaś się za sprzątanie – podpowiedział Syriusz, nie ruszając się z miejsca. Miał rację, moje zachowanie było bardzo nietypowe. Nie znosiłam sprzątania, najchętniej w ogóle bym tego nie robiła; poza tym był już dość późny wieczór, słońce dawno zaszło i o tej porze nikt normalny nie brał się za sprzątanie… Ale ja przecież nie byłam normalna.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Wiosenne porządki?
- Nie obchodzisz tego święta – zażartował Black i – wiedziałam to, chociaż nie odrywałam wzroku od poruszającej się szybko ściereczki – ruszył w moją stronę. – Nieprawdaż?
- Nieprawdaż – mruknęłam, znów prostując się i rozmasowując kręgosłup. Kątem oka widziałam, że Syriusz wciąż się zbliża, a na jego ustach widniał łobuzerski uśmiech. – Może po prostu muszę się wyżyć?
- Nie wiem jak ty, ale ja znam na to inne sposoby.
Ścierka wypadła mi z ręki, kiedy Syriusz gwałtownie przygwoździł mnie do ściany, napierając na mnie całym swoim ciałem. Poczułam, że robi mi się gorąco, a wszystkie myśli o ścieraniu kurzów natychmiast wyleciały mi z głowy.
- Mm, Syriusz… – wymamrotałam, podczas gdy chłopak oparł dłonie na moich biodrach i pochylił się ku mnie, a jego ciepły oddech owionął moją twarz. – Co robisz? – Próbowałam oprzeć ręce na jego piersi i odepchnąć go lekko, ale on złapał moje nadgarstki i przycisnął je do ściany. Cholera. – Ja… ja tu pracu… Mmm…
Poczułam jego usta na swoich, co rozstroiło mnie całkowicie. Pocałował mnie, najpierw lekko, potem coraz bardziej namiętnie, przez co poczułam, że miękną mi kolana. Przytrzymał mnie jednak jedną ręką, drugą przeczesując moje włosy, zjeżdżając niżej, wzdłuż szyi, obojczyka… Jego usta oderwały się od moich, całując delikatnie linię mojej szczęki. Westchnęłam, kiedy jego dłoń musnęła moją pierś.
- Coś mówiłaś? – zapytał niewyraźnie.
Ledwo trzymałam się na nogach; miałam szczęście, że mocno trzymał mnie w ramionach.
- Po co mnie do siebie zaprosiłaś? – spytał, odsuwając się na bezpieczną odległość. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, patrząc na niego rozgorączkowanym wzrokiem. Teraz nie miałam już najmniejszej ochoty na rozmowę. – Żeby zajmować się sprzątaniem?
- Sam się wprosiłeś – mruknęłam i uniosłam się na palcach, muskając jego wargi.
Zaśmiał się cicho, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Na chwilę zapomniałam, o czym przed chwilą rozmawialiśmy i gdzie się znajdowałam.
- I to rozumiem – szepnął Syriusz w moje włosy. Nawet nie zauważyłam, kiedy oderwaliśmy się od ściany i stanęliśmy tuż przy moim łóżku. Chłopak usiadł, pociągając mnie na swoje kolana.
- A może pomógłbyś w porządkach? – spytałam z szerokim uśmiechem. Serce biło mi jak szalone, ale nie zwracałam na nie najmniejszej uwagi. Bez wahania otoczyłam Syriusza nogami w pasie i objęłam za szyję. – Ja zajmę się kuchnią, ty salonem…
- Mam lepszy pomysł. – Chłopak jednym sprawnym ruchem przewrócił mnie na materac i zawisł nade mną z szelmowskim uśmiechem błąkającym się po jego seksownych wargach. – Oboje zajmijmy się sypialnią.
Poczułam gorąco na policzkach.
- Co? – spytałam głupio, niepewnie. – A…
Syriusz przerwał moje słowa powolnym pocałunkiem, który jednak podrażnił wszystkie moje zmysły i do czerwoności rozpalił całe ciało. Czując na sobie jego przyjemny ciężar, zadrżałam i mocniej wpiłam się w jego usta.
- Dlaczego chciałaś się wyżyć? – spytał po chwili Syriusz, unosząc się na łokciach i mierząc mnie przeciągłym spojrzeniem. Gwałtownie łapałam powietrze, usiłując chociaż trochę uspokoić oddech. Wiedziałam, że serca, które szaleńczo tłukło się w piersi, nie da się uspokoić w żaden sposób. – Czemu dziś, nie wczoraj, nie tydzień temu?
- Aż tak ci spieszno? – zapytałam uwodzicielskim głosem. A przynajmniej miałam nadzieję, że brzmię uwodzicielsko. Żeby podwoić efekt, zakręciłam na palcu kosmyk włosów i zamrugałam niczym rasowa dama do towarzystwa.
Syriusz parsknął śmiechem, ale nie zdążyłam się oburzyć, bo pochylił się nade mną i obsypał pocałunkami moją szyję i dekolt. Automatycznie wygięłam się w łuk, wzdychając cicho i chcąc być jak najbliżej niego. Chłopak otoczył mnie ramionami w pasie, razem przeturlaliśmy się po łóżku i teraz ja znalazłam się tuż nad nim.
- Jesteś taka zabawna, Cammie – mruknął Syriusz, choć w tamtej chwili wcale aż tak znowu się nie śmiał. Założył mi włosy za ucho i przejechał ciepłą dłonią po policzku. – Ale się rozgrzałaś – mruknął z szerokim uśmiechem.
- Dziwisz się…? – zapytałam leniwie. Oparłam brodę na jego piersi i zapatrzyłam się w jego piękną twarz: szare oczy, okolone ciemnymi rzęsami, miękkie usta, cień zarostu na policzkach. Przesunęłam palcem po linii jego warg, przymykając oczy i delektując się uściskiem jego ramion.
- Więc? – odezwał się po chwili Syriusz. Nawet nie otworzyłam oczu. – Co się działo dziś w redakcji?
Zesztywniałam i cofnęłam dłoń.
- O czym ty mówisz? – zapytałam niepewnie, uchylając powieki i wbijając w niego spojrzenie. Wciąż uśmiechał się lekko, z rozmarzeniem.
- Wiesz o czym – powiedział. – To był jakiś czas na kobiece plotki w łazience czy co?
Zsunęłam się z niego, czując, że z twarzy odpływa mi cała krew. Przez zabawę z Syriuszem omal nie zapomniałam o tym, co działo się dziś w redakcji. Po powrocie z pracy nie zastałam już Mary, a kiedy zabrałam się za porządki, żeby nieco się uspokoić, przyszedł Black i…
A teraz niepokojące myśli wracały. Wyrzuty sumienia i przekonanie, że coś spieprzyłam – również.
- Cammie, bo będę zazdrosny – wymruczał Syriusz, opierając się na jednym łokciu i zbliżając swoją twarz do mojej. Raptem spoważniał. – Co się dzieje? – zapytał cicho, zapewne zauważając moją minę.
- Ja… nie wiem – powiedziałam tylko trochę zrozpaczonym tonem. – One nie chcą mi powiedzieć.
- Jakie one?
- Rachel. I Mary. To znaczy… to chyba coś złego, ale ja… nic nie zauważyłam wcześniej i… Syriusz? – Usiadłam szybko, patrząc na niego uważnie. – Rozmawiałeś ostatnio z Remusem?
Chłopak też usiadł i poprawił podkoszulek, który nieco mu się podwinął.
- Taa – powiedział z lekkim ociąganiem. – Rozmawiam z nim codziennie.
- Ale czy rozmawiałeś z nim tak… – Zmrużyłam oczy. – Wiesz. Poważnie?
- Nie lubię poważnych rozmów – mruknął, uciekając wzrokiem. – A co?
Przysunęłam się bliżej i zajrzałam mu w twarz.
- Coś zauważyłeś, tak? Co się z nim dzieje? Z nim i Rachel?
I nagle jakby mnie olśniło.
- Oni… – Złapałam spojrzenie Syriusza, które było pełne jakiegoś niepokoju. – Oni…? – zapytałam niedowierzająco.
- Coś się chyba między nimi stało – powiedział niechętnie Syriusz. – Ale nic więcej nie wiem. Remus jest trochę przybity. Nie mówi ostatnio zbyt wiele.
- Cholera – zaklęłam, opierając czoło na dłoni. – Cholera. Dlaczego…? Przecież Rachel… Dave. Ona jest z Davidem?
- Nie mam pojęcia – odparł Syriusz. – To ty z nią mieszkasz.
Potrząsnęłam głową.
- Mieszkam z Mary, Syriuszu. Nie z Rachel. Ale… powinnam zauważyć. – Nagle poczułam się tak źle, że odeszła mi ochota na jakiekolwiek rozmowy… na spotkanie z Syriuszem. – Jestem trochę zmęczona – powiedziałam, nie patrząc chłopakowi w oczy.
Zacisnął usta.
- Mam sobie pójść. – To nie było pytanie.
- Wybacz – wymamrotałam. – Muszę pomyśleć.
- Możesz pomyśleć razem ze mną – zarzucił mi Black.
Uniosłam głowę i uśmiechnęłam się lekko.
- Wiesz dobrze, że nie. To by nie wyszło. – Przysunęłam się do niego i musnęłam wargami jego usta. – Po prostu okropnie się czuję. Moi przyjaciele mają kłopoty, a ja nic nie zauważyłam…
- Nie zadręczaj się – mruknął Syriusz, obejmując mnie ramionami i całując. – Musisz mieć też swoje własne życie.
- Tak, wiem. – Mój opór topniał, a ja nie mogłam na to pozwolić, więc uwolniłam się z jego ramion i zeskoczyłam z łóżka, poprawiając guziki koszuli. – Spotkamy się jutro?
Syriusz westchnął ciężko, ale skinął głową. Po chwili już go nie było, a ja zakopałam się w pościeli z głową pełną chaotycznych myśli.

@

Wczesnowiosenne poranki wciąż były zimne, tak więc porządnie otuliłam się grubym szalikiem, schowałam w nim połowę twarzy i wyszłam z ciepłej piekarni prosto w to zdradzieckie, chłodne powietrze. Założywszy uchwyt siatki na nadgarstek, wcisnęłam ręce do kieszeni cienkiego płaszcza i szybkim krokiem pomaszerowałam w stronę mieszkania.
W przedpokoju znalazłam nową parę butów – wysokich, czarnych kozaków z prostymi srebrzystymi zapięciami. Na wieszaku wisiała ciemna kurtka, w kąt ktoś wcisnął ciepłą kaszkietówkę.
Mary wróciła.
Uśmiechając się radośnie, zrzuciłam buty i wręcz w podskokach pobiegłam do salonu, wymachując siatką ze świeżymi bułkami. Może będę miała szczęście, bo a nuż widelec Mary nie jadła jeszcze śniadania…?
- Przyniosłam…
Urwałam w połowie zdania, zatrzymując się w progu. Mary siedziała sztywno na kanapie, grzejąc dłonie o kubek z parującą kawą i wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Na mój głos uniosła głowę i popatrzyła na mnie z obojętnością.
- Rany – mruknęłam. Rzuciłam zakupy na fotel i przysiadłam się do przyjaciółki. – Aż tak z nią źle?
- Nie, chyba nie – odparła spokojnie Masterson, świdrując mnie poważnym spojrzeniem brązowych oczu. – Tak myślę. Po prostu nie spałyśmy całą noc.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale Mary mi nie pozwoliła.
- Po prostu rozmawiałyśmy. Nic wielkiego, nie było już żadnego płaczu, żadnej rozpaczy. Zwykły babski wieczór. Oglądałyśmy film.
- I nie spałaś całą noc – dodałam.
- Widać, prawda? – Mary przejechała dłonią po twarzy. Miała nieco podkrążone oczy i ciemne włosy w lekkim nieładzie. – Co mi tam. I tak nikt nie musi mnie dziś oglądać.
- Nie idziesz do redakcji? – spytałam, odwijając szalik i składając go w nienaganną kostkę. Musiałam zająć czymś ręce, a także unikać spojrzenia przyjaciółki.
- Nie, mam wolne. Rachel też. Dagger wie – stwierdziła Mary wciąż tym samym, monotonnym i cichym głosem.
- Hm… W porządku. – Wstałam, niepewna, co jeszcze powiedzieć. Dawno nie czułam się tak niezręcznie w towarzystwie przyjaciółki. – Chcesz może… Zrobić ci śniadanie? Mam jeszcze trochę czasu.
- Nie, dziękuję.
Zrobiłam parę kroków w stronę kuchni.
- Mary, a czy… – Zająknęłam się. – A chcesz jeszcze kawy? – spytałam w końcu.
Dziewczyna zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem i potrząsnęła głową. Już miałam wyjść z salonu, kiedy odezwała się sucho:
- Oczywiście nic cię nie interesuje.
Odwróciłam się na pięcie, nerwowo przyciskając szalik do piersi, jakby on mógł mnie ochronić przed gniewem przyjaciółki. Albo jej obojętnością.
- Przecież sama powiedziałaś, co z nią.
- Nie o to mi chodzi. – Mary wstała, ale nie ruszyła się z miejsca przy kanapie. Nie spuszczała ze mnie wzroku. – Nie przejmujesz się nią, prawda? Nawet nie zapytasz, co takiego się stało. Nic cię nie obchodzi.
Skurczyłam się lekko, nieprzywykła do tak brutalnego i szczerego wytykania błędów.
- Pytałam wczoraj – odparłam, bawiąc się nerwowo frędzlami szalika. – Ale nic nie chciałyście mi powiedzieć. – Mary chciała się wtrącić, ale dodałam: – Poza tym, ja wiem.
- Wiesz? – Nieco zbiłam ją z tropu. – Kto ci powiedział? Remus?
To całkowicie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zgadywałam. Potrząsnęłam głową.
- Ja… się domyśliłam. Nie znam szczegółów, ale martwi mnie to i…
- Martwi cię to? – Mogłoby się wydawać, że Mary nawet nie podniosła głosu, ale ton jej wypowiedzi diametralnie się zmienił. – No, czyż to nie urocze? Nagle zaczęło cię obchodzić to, co dzieje się wokół ciebie? Gdzie się podziało twoje ego, co?
- Mary – zaprzeczyłam natychmiast, unosząc dłoń. Czułam się źle, to fakt, wiedziałam też, że przez ostatnie dni byłam mocno nieprzytomna i zdezorientowana, ale ostatecznie nie była to tylko i wyłącznie moja wina. – Chwila. Nie mów tak.
- Jak? – Głos dziewczyny zadrżał z ledwo powstrzymywanego gniewu. – Cameron, czy ty siebie słyszysz? Czy ty w ogóle dostrzegasz cokolwiek oprócz czubka własnego nosa i, jak się okazuje, Syriusza? Nie, nie dostrzegasz. Sama sobie odpowiedz. Nie miałaś pojęcia, że w ogóle coś się dzieje, dopóki Rachel nie puściły nerwy. Zaniedbujesz nas, zaniedbujesz pracę, obowiązki, zapomniałaś o urodzinach Remusa… I czy chociaż raz odwiedziłaś Lily i Jamesa? Zapraszali nas już tyle wielokrotnie. Ale nie, ty nie masz czasu. Ważniejsza jesteś ty sama i ten twój pieprzony sekretny romans.
Automatycznie skuliłam się w sobie, czując, że pieką mnie policzki. Mary była mocno wściekła, a ja nie miałam niczego na swoją obronę, mogłam tylko stać, słuchać jej oskarżeń i zastanawiać się, co ja najlepszego wyprawiam.
- I nikt z nas nic nie mówił, bo to przecież nie nasza sprawa. Każdy ma złe dni. Każdy czasem musi zająć się tylko sobą. Ale teraz jak gdyby nic mówisz mi o kawie, wybierasz się do pracy, tak? A wrócisz dziś na noc, czy może lepiej będzie, jak nie będę spała całą noc, czekając na ciebie i nie mając pojęcia, gdzie jesteś? A rano nie piśniesz nawet słówka, co? Bo przecież nic się nie stało, wielkie mi coś. A potem będziesz pytać, co dzieje się z Rachel. Nic się nie dzieje, do cholery.
Mary wyszła z salonu, a po chwili usłyszałam mocne trzaśnięcie drzwiami i w mieszkaniu zapadła cisza.
Stałam bez ruchu, wciąż bezmyślnie ściskając szalik i wpatrując się w reklamówkę z bułeczkami, których zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. Przez okna wpadały blade promienie słońca, które lękliwie wyjrzało zza chmur; głośny dźwięk zamykanych drzwi i głos Mary wciąż dźwięczały mi w uszach.
- Cholera – zaklęłam, odrzucając szalik na podłogę. Ruszyłam do sypialni, ale bynajmniej nie po to, by zakopać się w pościeli. Ostatnimi czasy spędzałam w łóżku zbyt dużo czasu; dosyć tego cholernego użalania się nad sobą. Zdecydowanie chwyciłam za słuchawkę telefonu stojącego na szafce nocnej, po czym ze ściśniętym sercem wykręciłam numer.
- Rachel?

@

Więc?
Odrzuciłam rozwiane przed pęd powietrza włosy z twarzy i spojrzałam na Syriusza, który bezmyślnie kopał czubkiem łyżwy i tak już mocno podziurawiony lód. Wzruszyłam ramionami, tłumiąc w sobie silne pragnienie przytulenia się do niego i ściągnięcia na dół, na zimne podłoże.
- Co się dzieje? – powtórzył Syriusz, posyłając mi pytające spojrzenie.
- Miłość się dzieje – stwierdziłam i wcale nie miałam na myśli uczucia, które we mnie buzowało. Syriusz najwyraźniej też nie, bo zmarszczył brwi.
- Aż tak? – zapytał, wciskając ręce głęboko do kieszeni. – Ale co z tym całym Davidem? Przecież Rachel z nim nie zerwała.
- Ano nie – mruknęłam, opierając się o bandę i rozglądając wokoło. Lodowisko powoli pustoszało, choć wcześniej i tak nie było tu zbyt tłumnie. Nadchodząca wiosna jakoś nie zachęcała do częstych wypadów na łyżwy, ale Syriusz to Syriusz – miał swoje fanaberie. Niebo nad nami już dawno mocno pociemniało, barwiąc się na granatowo i obsypując lśniącymi punkcikami. Z głośników płynęła jakaś smętna piosenka, a cichy szmer łyżew raz po raz docierał do moich zmarzniętych uszu.
Znów popatrzyłam na Syriusza.
- Rachel powiedziała, że na weselu do czegoś doszło. To znaczy – zaczerwieniłam się – nie aż tak, jak myślisz. – Black uniósł brwi w wyrazie rozbawienia. Odchrząknęłam. – Ona i Remus tańczyli, rozmawiali… I chyba… To znaczy…
- Była chemia – podsumował lakonicznie Syriusz.
Skinęłam.
- Nic wielkiego. Hm, to znaczy, chemia to ważna rzecz, ale…
- Cammie, do sedna, proszę – wtrącił się Syriusz.
Westchnęłam, unosząc oczy do nieba. O takich rzeczach łatwiej rozmawiało się przez telefon z przyjaciółką, a nie z facetem marzeń, stojącym tuż naprzeciwko i wyglądającym tak wspaniale w grubym szarawym swetrze i ciemnych dżinsach.
- Nie było żadnej zdrady ani nic, ale Rach źle się z tym czuła, bo przecież jest jeszcze Dave, a kiedy potem rozmawiała z Remusem, okazało się, że on nie może, nie chce się pomiędzy nich wtrącać, Rachel nie wiedziała, co robić, Remus wydawał się niezainteresowany, a przynajmniej tak twierdził… I…
- Remus się nie angażuje – powiedział powoli Syriusz – jak zapewne już dawno zauważyłaś. To nie ten typ faceta. Twierdzi, że związki nie są dla niego.
- Ale chciałby – powiedziałam z mocą. – No, sam spójrz, przyjrzyj mu się. Wydaje mi się, że on myśli o niej już od dawna, ale jest zbyt dobry, żeby cokolwiek zrobić. Zwłaszcza, że Rachel kogoś ma. A potem przychodzi takie wesele, alkohol, tańce, klimat… No, ja się tam nie dziwię.
- Komu: Remusowi czy Rachel, że na niego poleciała? – Syriusz uśmiechnął się lekko.
- Nie poleciała na niego! – zaprzeczyłam szybko. – Strasznie banalnie brzmi to w twoich ustach. To jest dla nich trudne, zrozum.
- Rozumiem – powiedział Black. – Nie myśl, że jestem aż takim ignorantem.
- Nie myślę – stwierdziłam.
- Ale na to wygląda. Cammie, nie musisz mi tego tłumaczyć. Znam Remusa od lat i podejrzewam, że… cóż, nic z tego nie będzie. To znaczy, z Rachel. Bo on zdusi to w sobie, a ona szybko zapomni.
Zagryzłam wargę.
- No, sama nie wiem. Rach naprawdę to przeżywa – odparłam niepewnie.
- Jak wszystkie romantyczki. – Syriusz wywrócił oczami, a ja zaśmiałam się cicho i pacnęłam go dłonią w ramię. – No co, może nie? Miłość, ach, och, ech. To wszystko jest dla was takie duchowe i skomplikowane. – Nabijał się Syriusz, chwytając moją rękę i unieruchamiając ją.
- Bo jest! – stwierdziłam, próbując mu się wyrwać. – Chyba nie zaprzeczysz, co? Miłość nie jest prosta…
- E tam – mruknął Syriusz, zrobił jeden duży krok i przygwoździł mnie do bandy. – Wydaje ci się.
Nie mogłam oderwać od niego oczu, kiedy tak się nade mną pochylał, uprzednio oparłszy ręce na bandzie za mną.
- Nieprawda – upierałam się głupio, wcale się przed nim nie uchylając, a wręcz przeciwnie: przysunęłam się bliżej niego, zaglądając mu w twarz. – To wszystko jest takie zagmatwane.
- Ale o czym my właściwie mówimy? – zapytał Syriusz, parskając śmiechem. Jego szare spojrzenie przeszywało mnie na wskroś; czułam, jak śmiech wibruje w jego ciele.
W odpowiedzi zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz