Take me home
Przede
wszystkim dla niesamowitej Aduu, za te nieprzerwane prośby i motywowanie.
Jesteś wspaniała!
Oprócz tego dla wszystkich, którzy jeszcze nie zapomnieli o tej historii. Dziękuję. ;*
Oprócz tego dla wszystkich, którzy jeszcze nie zapomnieli o tej historii. Dziękuję. ;*
„I don’t wanna
dance,
so don’t you ask me, babe!”
Hey Monday
so don’t you ask me, babe!”
Hey Monday
Poczułam, że Syriusz bez
zastanowienia bierze moją twarz w obie ręce, tym samym przyciągając mnie lekko
do siebie i oddając pocałunek. Zadrżałam, a on zsunął jedną dłoń niżej, po
moich plecach, a potem otoczył mnie w pasie, jakby bał się, że mu ucieknę. Ale,
Merlinie, nie zamierzałam uciekać. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Całował
mnie łapczywie, a ja nie pozostawałam mu dłużna, czując się tak, jakbym
wreszcie, po jakiejś długiej i wyczerpującej podróży znalazła się w ukochanym
domu, za którym tak długo już tęskniłam. To było coś niesamowitego, ten
pocałunek, ale w pewnej chwili stwierdziłam, że nie mam czym oddychać, więc
błyskawicznie oderwałam się od niego, otwierając oczy.
Wbił we mnie zamglone spojrzenie, tak cudownie nieostre i
skonsternowane, więc gwałtownie zaczerpnęłam oddechu i przysunęłam się do niego
jeszcze bliżej, chcąc zlikwidować wszelką wolną przestrzeń między nami. Nie
czekając ani sekundy, znów złączyliśmy się w pocałunku, spijając ze swoich ust
wszystko to, co było między nami – a w tamtej chwili byłam przekonana, że było
tego naprawdę bardzo dużo. Palce Syriusza wplotły się w moje włosy, a ja
zapraszająco rozchyliłam wargi, czując na nich jego niecierpliwy język.
Pogłębił pocałunek, wprawiając mnie w kolejny przyjemny dreszcz, a po chwili
złapał mnie w pasie i błyskawicznie wciągnął na swoje kolana. Westchnęłam
prosto w jego usta, przymykając oczy i rozkoszując się jego zapachem, dotykiem,
jego porażającą bliskością. Miałam całkowitą pustkę w umyśle, w tamtej
chwili byłam tylko uczuciem, byłam tylko podrażnionymi zmysłami. Lekko oparłam
obie dłonie na jego torsie, kiedy oderwał się od moich ust i zjechał wargami
nieco niżej, po linii szczęki, znacząc każdy kawałek mojej skóry, która tak
pragnęła jego dotyku. Pocałował mnie delikatnie w szyję, w zagłębienie
obojczyka, a ja pochyliłam się ku niemu zapraszająco, wzdychając cicho. Jakoś
uciekło mi z głowy to, że jesteśmy w hotelu, w barze, w którym było parę osób.
Na pewno mogli nas widzieć, ale…
- Syriusz – wyszeptałam, przeczesując dłońmi jego włosy.
Merlinie, ile ja na to czekałam. – Syriusz.
Uniósł ku mnie twarz, jego ciemne oczy odznaczały się wyraźnie
na tle przystojnej twarzy. Musnęłam ustami jego policzek i przejechałam w
stronę warg, całując je lekko. Chłopak westchnął i odwzajemnił się tym samym, a
po chwili, kiedy znów zabrakło nam oddechu, przycisnął mnie do siebie z całej
siły, oddychając głęboko.
Zamknęłam oczy, mając wrażenie, że śnię. To była jakaś
fantasmagoria, kraina bezcielesnych cieni, a jedyną prawdziwą rzeczą był
Syriusz, do którego się przytulałam, którego zapach wdychałam, którego dłonie
czułam na swojej talii. Przesunęłam palcami po ciemnej koszulce, którą miał na
sobie.
- Uciekniesz? – zapytałam cicho, jakby bojąc się, że kiedy
podniosę głos, to wszystko zniknie.
- Nie – odparł.
A mnie to wystarczało.
@
Parę minut później
przechodziliśmy korytarzem obok drzwi do jego pokoju. Syriusz ścisnął moją dłoń
i zatrzymał się, posyłając mi miękkie spojrzenie. Bez słowa do niego
przywarłam, delektując się każdym ruchem jego ciała i ciepłem, które wydzielał.
Chłopak zanurzył twarz w moje włosy, a po chwili wepchnął mnie lekko do środka
pokoju. Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążył sięgnąć po klucz.
Przycisnął mnie do drzwi po drugiej stronie, całując mnie po
raz kolejny tego wieczoru. Wiedziałam, że po tym wszystkim moje usta nie będą
wyglądać najlepiej i że Mary wszystkiego się domyśli, ale kompletnie mnie to
nie obchodziło. Myślę, że wtedy nie obchodziło mnie kompletnie nic.
Najważniejszy był Syriusz, Syriusz i jego usta dotykające coraz to nowych
części mojego ciała.
Czułam się jak szmaciana lalka, poruszana dzięki cienkim
drucikom i kawałkowi drewienka. Dosłownie ledwo trzymałam się na nogach, a moją
jedyną podporą były silne ramiona Syriusza. Miał nade mną całkowitą władzę i,
prawdę mówiąc, tego wieczoru zrobiłabym wszystko, o co tylko by mnie poprosił.
W pewnej chwili poczułam za sobą łóżko i usiadłam na nim
ciężko, odurzona pocałunkami Syriusza. Popatrzyłam na niego nieprzytomnie, nie
bardzo kojarząc, co w ogóle dzieje się wokół mnie. Chłopak nie odrywał ode mnie
wzroku, w którym mogłam dostrzec iskierki pożądania. Nie uśmiechał się. Kiedy
usiadł na materacu tuż obok mnie, przełknęłam ślinę. Chciałam coś powiedzieć,
ale nie miałam pojęcia, co się mówi w takich sytuacjach. Co mówi się w
momencie, kiedy wszystkim, o czym marzysz, jest po raz kolejny poczuć te usta
na swoich.
Najwyraźniej jednak Syriusz nie oczekiwał ode mnie żadnych
natchnionych przemów czy deklaracji, bo na powrót powrócił do pocałunków, a
chwilę potem naparł na mnie całym ciałem, w skutek czego opadłam na łóżko razem
z nim.
- Powiedz „nie” – mruknął, muskając ustami linię mojej
szczęki. Oparł łokcie na materacu tuż nad moją głową, tak że jego przydługie
ciemne włosy raz po raz łaskotały moją twarz, wprawiając mnie w przyjemne
dreszcze.
- Po co? – wymamrotałam głupio.
- Nie teraz – powiedział Syriusz, nie przestając mnie całować.
– Powiedz „nie”, kiedy będziesz chciała, żebym przestał.
Wciąż czułam szaleńcze zawroty głowy, ale uśmiechnęłam się
szeroko i objęłam go za szyję, przyciągając bliżej do siebie.
- Mówię „tak” – oświadczyłam pewnym głosem, choć nie do końca
wiedziałam, co robię.
Syriusz zaśmiał się cicho, znów przywierając do moich ust.
Naraz głośny dźwięk, świadczący o tym, że ktoś na zewnątrz
porusza klamką od drzwi do pokoju, poderwał nas oboje do góry. Syriusz prawie
zeskoczył z łóżka i podał mi rękę.
- To pewnie Remus – stwierdził cicho, a jego głos drżał lekko,
kiedy pomagał mi podnieść się z materaca. – Zamknąłem drzwi na klucz –
wyjaśnił, chociaż doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
- Syriusz? – usłyszeliśmy zza drzwi, a potem rozległo się
ciche pukanie. – Śpisz? Szlag…
- Nie śpię! – odkrzyknął Syriusz, a potem zerknął na mnie. –
Co robimy?
Zamrugałam, nie do końca pewna, o co mu chodzi.
- Co robimy? – odszepnęłam. – Cóż, idź mu otwórz…
- W takim razie wpuść mnie – odezwał się Remus nieco
zniecierpliwionym głosem. – Co ty tam wyprawiasz?
- Brałem prysznic – odpowiedział Syriusz, po czym podszedł do
szafy stojącej pod ścianą i parę razy głośno zatrzasnął jej drzwiczki. –
Poczekaj, ubieram się… – Znów popatrzył na mnie. – Nie możemy mu powiedzieć.
Ani drgnęłam.
- Dlaczego? – spytałam cicho.
Coś niezbyt miłego ukłuło mnie prosto w serce, ale
zignorowałam to.
- Jeszcze nie – mruknął Syriusz. – Idź do łazienki i
teleportuj się do swojego pokoju – powiedział rozkazującym tonem, na co
zrobiłam nieco oburzoną minę. – Cammie, proszę cię. – Podszedł do mnie i
cmoknął w usta. – Pogadamy jutro, dobrze?
Omal nie rozpłynęłam się pod wpływem jego spojrzenia.
- Dobrze – szepnęłam i ruszyłam do łazienki w tym samym
momencie, w którym Syriusz poszedł otworzyć Remusowi drzwi.
Tej nocy, tak jak zresztą podejrzewałam, bardzo długo nie
mogłam zasnąć.
@
Ścisnęłam mocniej ramię
Remusa, z niemym zachwytem rozglądając się po przestronnej sali balowej, przeznaczonej
na wielkie i ważne uroczystości i znajdującej się w miejskim zajeździe.
Pomieszczenie zostało przystrojone dzień wcześniej przez pracowników tegoż
zajazdu, pracujących pod surowym okiem Rachel jako koordynatorki.
Pod jedną ze ścian stały trzy długie stoły, ustawione w
podkowę, co symbolizowało szczęście i powodzenie na nowej drodze życia. Blaty
były okryte schludnymi śnieżnobiałymi obrusami i przystrojone bladoróżowymi
wstążeczkami – takimi samymi, jakie widniały w welonie i bukiecie panny młodej.
Krzesła, obite miękkim platynowym jedwabiem, stały w idealnie równych rządkach,
czekając na gości, którzy już wkrótce mieli zająć swoje miejsca. Na każdym ze
stołów stały po trzy złocone kandelabry oraz szerokie inkrustowane misy pełne
świeżych owoców i ciast. Puste talerze lśniły w ciepłym blasku żyrandoli.
- Wow – mruknęłam cicho, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu nad
kunsztem Rachel. – Ma dziewczyna talent.
- Nie znam się na tym, ale skoro ty jesteś zachwycona – Remus
popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem – to znaczy, że jest dobrze.
- No pewnie, że jest – stwierdziłam z przekonaniem i
odwróciłam się w stronę drzwi, przez które tu weszliśmy. Te też były
odpowiednio udekorowane i raz po raz otwierały się z cichym skrzypieniem,
wpuszczając kolejnych gości. Zlustrowałam niewielki tłumek w poszukiwaniu Rach,
a kiedy napotkałam jej roziskrzone spojrzenie, uniosłam do góry kciuk wolnej
ręki, tej, w której nie trzymałam białej torebki.
Remus poprowadził mnie powoli w stronę stołów, gdzie zajęliśmy
krzesła w odpowiedniej odległości od tych, na których miała zasiadać młoda
para. Po chwili dołączyli do nas rodzice Lily wraz z jej siostrą i szwagrem,
Vernonem. Oboje młodzi Dursleyowie wyglądali na nieco niezadowolonych, ale
wyraźnie starali się to ukryć – zapewne z obawy przed tłumem czarodziejów,
którzy powoli zaczynali kręcić się w pobliżu. O tak, Petunia zawsze była bardzo
sceptycznie nastawiona do naszego świata.
- Wspaniała ceremonia – westchnęła Mary, zajmując miejsce tuż
obok mnie. Wzrok miała wbity gdzieś w przestrzeń, nieobecny. – Prawda? –
spytała po sekundzie, jakby przypominając sobie o naszej obecności.
- O tak – potwierdził Remus, z niepewną miną przyglądając się
trzem różnym łyżkom, które leżały przy jego talerzu. – Nigdy nie sądziłem, że
śluby mogą być „wspaniałe”, ale tak, podobało mi się.
- Podobało ci się! – oburzyła się Mary. Popatrzyłam na nią ze
zdziwieniem. Gdzie podziała się moja twardo stąpająca po ziemi przyjaciółka? –
Daj spokój, Lunatyku! To był najpiękniejszy ślub, na jakim kiedykolwiek byłam –
a byłam na wielu. Zasługa licznej rodziny. Oni są tacy szczęśliwi! – zachwycała
się, bezmyślnie bawiąc się frędzlami swojego kremowego szala.
- Mary, czy ty się aby na pewno dobrze czujesz? – spytałam ze
śmiechem. Złapałam się na tym, że również jestem nieco roztargniona i wciąż
rozglądam się po sali, szukając kogoś wzrokiem. Kogoś bardzo szczególnego.
- Czy dziewczyna już nie może się wzruszyć? – utyskiwała
dziewczyna, wywracając oczami.
Remus przerwał targanie papierowej serwetki, którą znalazł pod
kompletem sztućców, i popatrzył na nas, unosząc brwi.
- Tylko mi nie mów, że płakałaś – poprosił, a w jego głosie
było słychać słabo ukryte rozbawienie.
- Co? Nie, skąd! – mruknęła Mary, po czym odwróciła się do nas
plecami i zajęła się rozmową z jedną z ciotek Lily.
Z tylko trochę złośliwym uśmiechem na ustach popatrzyłam na
Remusa, który pokiwał ze zrozumieniem głową i wyszczerzył się.
- Śluby odmieniają ludzi – stwierdził poważnym tonem. – A czy
ciebie on odmienił?
Spuściłam wzrok na swoje kolana, zastanawiając się, co
odpowiedzieć. Gdybym musiała być szczera, wyszłabym na nieczułą i zapatrzoną w
siebie, bo… Cóż, przez prawie calutką ceremonię nie mogłam przestać wyobrażać
sobie samej siebie, stojącej przed ołtarzem w przepięknej białej sukni,
szczęśliwym uśmiechem na ustach i przystojnym mężczyzną u boku, patrzącym na
mnie z uczuciem w swoich szarych oczach…
Potrząsnęłam głową.
- Mnie chyba nie trzeba odmieniać – powiedziałam wymijająco,
uśmiechając się z zakłopotaniem.
- No tak, niepoprawny romantyzm – westchnął Remus. – Ale nie
zauważyłem, żebyś płakała. Czy może masz już taką wprawę w ukrywaniu tego?
Żartował, ale ja nie mogłam odpędzić od siebie myśli, że on
dobrze wie, co się dzieje wewnątrz mnie – i co się działo ze mną podczas ślubu.
Remus miał to do siebie, że wiedział bardzo dużo, choć zazwyczaj nie pisnął
nawet słówka. Musiał zauważyć, że od przyjazdu tutaj, do Norwich, poprawił mi
się humor, że bujam w obłokach i nie mam pojęcia, co dzieje się wokół mnie.
Musiał zauważyć, że więcej czasu spędzam z Syriuszem i że, cóż, co jakiś czas
znikam… razem z wyżej wymienionym.
Tak więc byłam pewna, że Lunatyk dobrze wie, co się kroi, czy
raczej co zostało już precyzyjnie skrojone i wrzucone do półmiska, gdzie
czekało tylko na dokładne wymieszanie. Nie miałam pojęcia, co będzie tym
„mieszaniem”, ale chyba na razie nie chciałam tego wiedzieć. Nie powiedzieliśmy
nikomu o tym, co się między nami stało (czy raczej co się działo już od
dłuższego czasu, w moim mniemaniu) – i musiałam przyznać, że czasem mi to
przeszkadzało… Ale z drugiej strony pozwalało uniknąć wielu drążących pytań i
zaintrygowanych spojrzeń. Co nam odpowiadało, bo przecież musieliśmy przejść z
tym wszystkim, co się wydarzyło, do porządku dziennego.
A chyba jednak nie było to takie proste.
Po paru minutach Syriusz wreszcie pojawił się przy stole,
zajmując miejsce obok Remusa. Aby na niego spojrzeć, musiałam wciąż nieco się
wychylać, ale miałam nadzieję, że wkrótce, kiedy zacznie się ta właściwa
impreza, Remus choć na chwilę zwolni miejsce i wtedy Syriusz jak gdyby nigdy
nic usiądzie obok mnie, blisko, jak najbliżej…
Tak bardzo pochłonęły mnie myśli o Syriuszu, że praktycznie
nie miałam pojęcia, co dzieje się wokół mnie. W pewnym momencie przybyła para
młoda, cała w uśmiechach i wręcz tryskająca szczęściem. Wznoszono toasty,
kazano powiedzieć coś również i mnie, ale ledwo wydukałam parę słów i spłonęłam
rumieńcem. Nie przejęło mnie to zbytnio, bo kiedy siadałam, złapałam pełne
jakiegoś ciepła spojrzenie Syriusza, który uśmiechał się nieco łobuzersko. To
ostatecznie odegnało wszystkie inne myśli.
Podali obiad, który zjadłam, nawet nie wiedząc, co mam w
ustach. Wszyscy wokół rozmawiali, żartowali i śmiali się z dowcipów Jamesa,
który sypał nimi jak z rękawa. Lily nie mogła oderwać od męża zachwyconego
wzroku, a i on wciąż na nią patrzył, pochylał się i całował ją lekko, zupełnie
nie przejmując się krzykami otaczających ich ludzi. Gdzieś na granicy mojej
świadomości pojawiały się myśli, że są najpiękniejszą parą, jaką kiedykolwiek
spotkałam, że są najszczęśliwsi na całym świecie, że im zazdroszczę… Ale potem
napotykałam wzrok Syriusza i już nie byłam sobą.
Podczas herbaty razem z dwoma pozostałymi druhnami rozdałyśmy
tort, pokrojony przez rozochoconego Jamesa. Co prawda byli do tego specjalnie
wyznaczeni kelnerzy, jednak z minuty na minutę przekonywałam się, że to wesele
nie będzie takie jak inne, nie będzie tak pełne obrządków i patosu jak zwykłe
wesela zwykłych ludzi. To był dzień Lily i Jamesa, którzy od zawsze żyli dla siebie,
a teraz wreszcie stali się jednością, która miała żyć dla reszty świata,
rozjaśniać go blaskiem swojej radości i uczucia…
- Ziemia do Cam, halo, Houston!
Zamrugałam, zauważając, że ktoś gwałtownie macha mi dłonią
przed nosem i słysząc naglący głos Rachel. Popatrzyłam na nią nieprzytomnie,
zdając sobie sprawę, że znów odpłynęłam. Zapewne na dość długo, biorąc pod
uwagę spojrzenia, jakie wbijały we mnie moje przyjaciółki…
- Co jest? – zapytałam niepewnie. – Jakiś problem?
- To my powinnyśmy o to zapytać – stwierdziła Lily, która na
chwilę oderwała się od Jamesa, wywijającego właśnie na parkiecie razem z mamą
dziewczyny. To znaczy, ekhm, swoją teściową. – Dlaczego nie tańczysz?
- Mogę was zapytać o to samo – zaśmiałam się. Widziałam, że
Syriusz również bawi się przy muzyce, porywając w ramiona coraz to nowe
dziewczyny. Do mnie jeszcze nie podszedł, ale ja przecież nie lubiłam tańczyć…
Chociaż, szczerze mówiąc, chciałabym, żeby przynajmniej zapytał mnie o zdanie.
Choćby po to, bym mogła mu odmówić. – Gdzie wasi partnerzy?
- Nie mamy partnerów – stwierdziła Mary, popijając słodkie
czerwone wino. – To znaczy, Lily ma. A ja nie lubię takiej muzyki. Tańczę tylko
do klasyki.
W tej samej chwili jakby spod ziemi wyrósł wysoki ciemnowłosy
mężczyzna, który uśmiechnął się i szarmancko podał Mary dłoń. Przyjęła ją i
wstała, posyłając nam przepraszający uśmiech. Zgodnie wybuchłyśmy śmiechem i
odprowadziłyśmy ją spojrzeniem.
- No, Cam – powróciła do tematu Rachel – mów, co się dzieje.
Już.
- Nic się nie dzieje! – broniłam się, zajadając się kakaowym
ciasteczkiem. – Dlaczego coś ma się dziać? Tańczyłam już przecież,
widziałyście. Na samym początku.
- Owszem, tańczyłaś. Raz – stwierdziła trzeźwo Lily. – Mam
jeszcze dużo czasu, prawda? – mówiłam. – Zdążę potańczyć, naprawdę. Wytańczę
się za wszystkie czasy i jutro będę mieć całe nogi obolałe.
- Obiecujesz? – zaśmiała się Rachel.
W odpowiedzi tylko zmierzyłam ją ironicznym spojrzeniem.
Na krzesło obok mnie klapnął Remus, odgarniając blond włosy z czoła
i sięgając po szklankę z wodą. Obdarował nas pięknym, wesołym uśmiechem i upił
kilka łyków, równocześnie poluzowując krawat i odpinając parę guzików swojej
białej koszuli.
- Dobrze się bawisz? – spytała Rach, chichocząc i nie
odrywając od niego wzroku.
Remus odstawił szklankę na stół i znowu uśmiechnął się
szeroko.
- Chyba polubię wesela – powiedział tylko, po czym mrugnął do
nas i wstał. Nagle jednak jakby się rozmyślił i usiadł z powrotem. – I chyba
muszę trochę odpocząć.
Popatrzyłyśmy na niego z wyczekiwaniem, ale nie minęło parę
sekund, a chłopak znowu zerwał się na równe nogi.
- Ile wypiłeś? – śmiałam się, obserwując jego nieskoordynowane
ruchy.
- Niewiele – oświadczył niewinnie, po czym podał rękę Rachel.
– Masz ochotę?
Dziewczyna długo się nie zastanawiała i po chwili oboje
pobiegli na parkiet. Wymieniłyśmy z Lily porozumiewawcze spojrzenia, a potem
pani Potter na powrót spoważniała.
- Jesteś taka nieobecna, Cam – powiedziała z ledwo wyczuwalną
troską w głosie.
- Nie jestem – zaprzeczyłam głupio, choć dobrze wiedziałam, że
dziewczyna ma rację. Stuprocentową.
- Przestań. – Posłała mu surowe spojrzenie. – Czy coś jest nie
tak?
- Wręcz przeciwnie – wymamrotałam, czując nagłą chęć wyznania
jej wszystkiego. W końcu, co w tym było złego? Byłam z Syriuszem, wielkie mi
halo. A oni byli naszymi przyjaciółmi i powinni wiedzieć, co się dzieje…
- Co masz na myśli? – spytała podejrzliwie, ale zauważyłam w
jej oczach radosny błysk.
- Lily, ja… – Nagle ponad ramieniem Rudej zauważyłam Syriusza,
zmierzającego w stronę stołu. Patrzył na mnie poważnie, jakby dobrze wiedział,
o czym właśnie rozmawiałyśmy, jakby próbował mi przekazać, że mam trzymać buzię
na kłódkę, bo inaczej… nie będzie różowo. To sprawiło, że zawahałam się,
niepewna, co o tym myśleć. Dlaczego aż tak bardzo zależało mu na tym, żeby
trzymać nas w sekrecie? Czy było w tym coś złego, czy może wstydził się mnie…?
Ta ostatnia myśl sprawiła, że całe powietrze uszło ze mnie
błyskawicznie. W jednej chwili zrezygnowałam ze zwierzeń, przywołałam na usta
sztuczny uśmiech i oznajmiłam:
- Lily, ja się po prostu tak strasznie cieszę, że jesteście z
Jamesem tak szczęśliwi.
Lily wydała z siebie przeciągłe „Ojj”, które zapewnie miało
świadczyć o tym, że ona też bardzo jest z tego faktu zadowolona. Przytuliła
mnie mocno, mówiąc coś cicho, ale nie zwracałam uwagi na jej słowa, bo wciąż
widziałam Syriusza, zmierzającego szybko w naszą stronę i wyglądającego
naprawdę, naprawdę złowrogo.
Zanim jednak chłopak zdążył do nas dotrzeć, pojawił się James
i w jednej chwili porwał Lily do tańca. Zostałam sama, niepewna tego, co mam
robić i co myśleć, przestraszona, bo wyglądało na to, że ta cała sytuacja może
się łatwo wymknąć spod kontroli…
Wzdrygnęłam się, a po chwili Syriusz stanął tuż obok. Wcale
jednak na mnie nie patrzył, a tylko wyciągnął rękę po butelkę wina i powoli
zaczął nalewać je do kieliszka.
Patrzyłam na niego, nie wiedząc, czy mogę się choćby poruszyć. Bił od niego jakiś chłód, który mnie odpychał, który zamykał go w murach obronnych, przez które nie potrafiłam się przedrzeć. Gdzieś w środku czułam, że nie powinnam mu na to pozwalać, że miałam tyle samo do powiedzenia, co i on, ale musiałam się do tego przyznać sama przed sobą: bałam się, że każdym nieodpowiednim słowem, nieodpowiednim zachowaniem mogę go do siebie zrazić i zepsuć to, co udało nam się w jakiś sposób stworzyć. Wiedziałam, że nie jest to dobre uczucie, że tak być nie powinno – ale byłam jak zaklęta. Nic nie mogłam zrobić.
Patrzyłam na niego, nie wiedząc, czy mogę się choćby poruszyć. Bił od niego jakiś chłód, który mnie odpychał, który zamykał go w murach obronnych, przez które nie potrafiłam się przedrzeć. Gdzieś w środku czułam, że nie powinnam mu na to pozwalać, że miałam tyle samo do powiedzenia, co i on, ale musiałam się do tego przyznać sama przed sobą: bałam się, że każdym nieodpowiednim słowem, nieodpowiednim zachowaniem mogę go do siebie zrazić i zepsuć to, co udało nam się w jakiś sposób stworzyć. Wiedziałam, że nie jest to dobre uczucie, że tak być nie powinno – ale byłam jak zaklęta. Nic nie mogłam zrobić.
- Powiedziałaś jej? – Beznamiętny głos Syriusza wyrwał mnie z
rozmyślań. Popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Ja… Nie. Nie powiedziałam – odparłam, przyglądając się, jak
unosi kieliszek do ust i upija łyk wina. Kiedy dostał moją odpowiedzieć,
popatrzył na mnie z ukosa.
- Dlaczego?
Zmarszczyłam brwi, teraz już w ogóle nie wiedząc, co dzieje
się wokół mnie.
- Dlaczego? Bo mnie o to prosiłeś. To znaczy… bo jeszcze nie
powinniśmy im o tym mówić – mruknęłam, choć chciałam wyznać mu, że wcale mi się
to nie podoba i że nie widzę sensu w ukrywaniu prawdy. Nie zrobiłam tego
jednak.
- Naprawdę tak myślisz? – Syriusz usiadł na krześle, które
przedtem zajmowała Mary, i nie spuszczał ze mnie uważnego spojrzenia. Zimne
mury zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i miałam wrażenie, że dopiero
teraz rozmawiam z prawdziwym Syriuszem. – Czy robisz to tylko dlatego, że ja
tak powiedziałem?
- Nie, wcale nie – zaprzeczyłam szybko.
Za szybko.
- Cammie. – Spojrzenie Syriusza złagodniało. – Zrozum. To nie
jest dla mnie łatwe.
Uciekłam spojrzeniem.
- A myślisz, że dla mnie jest? To znaczy, to całe ukrywanie
prawdy przed przyjaciółkami? Dziewczyny pytają, co mi jest. Dlaczego tak
dziwnie się zachowuję… – powiedziałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
- A to już nie moja rzecz, że bezustannie bujasz w obłokach –
wyszczerzył się.
- Owszem, twoja – bąknęłam, spuszczając głowę i usiłując ukryć
za włosami głęboki rumieniec.
- Cammie – powtórzył miękko Syriusz. Gdybym stała, zapewne
ugięłyby się pode mną kolana i upadłabym niezdarnie na ziemię. Chłopak wyciągnął
rękę i lekko złapał mnie za podbródek, przybliżając moją twarz do siebie.
Nie powiedział nic więcej, a ja na parę chwil zatopiłam się w
srebrnej szarości jego oczu, równocześnie rozpływając się z zachwytu, kiedy
czułam jego ciepłe palce na swojej skórze.
Po chwili Syriusz odsunął się i usiadł wygodniej, popijając
wino.
- Nie poprosisz mnie do tańca? – zapytałam nieśmiało, bawiąc
się zapięciem torebki.
Posłał mi zdumione spojrzenie.
- Nie lubisz tańczyć – stwierdził.
- Wiem – mruknęłam. – Tak tylko mówię.
Wstał, a ja westchnęłam cicho i sięgnęłam po wino, planując
się upić i zapomnieć o tym wszystkim, co mnie dręczyło, ale Syriusz złapał moją
dłoń.
- W takim razie chodź – szepnął i wyciągnął mnie na parkiet.
@
Cholera,
mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy.
Wiecie,
co chcę powiedzieć. Przepraszam, że tak długo. Przepraszam, że zwątpiłam w tę
opowieść – i przede wszystkim w Cameron… I przepraszam też, że nie czytam
Waszych blogów. Myślę, że skończę tę historię, ale nie jestem pewna, czy mam ochotę
znów zagłębiać się w ten blogowy świat. Jestem też pewna, że niektóre osoby
przestaną czytać mojego bloga – i absolutnie nie mam Wam tego za złe. Coś
mi się wydaje, że niektóre z nas są już po prostu za stare na takie zabawy, a
dodatkowo w tym roku szkolnym muszę skupić się na paru innych rzeczach, przede
wszystkim na maturze w maju. Dlatego… wybaczcie.
No i
mam nadzieję, że rozdział może być. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz