środa, 25 maja 2011

Rozdział 21



Może kiedyś, innym razem

Cammie, masz może jeszcze jedną poduszkę? – zapytała Mary, siedząca na łóżku i machająca nogami.
Popatrzyłam na nią nieco nieprzytomnie.
- No co? Wiesz, że lubię spać wysoko – rzuciła wesoło.
- Nie, nie dlatego się zdziwiłam – mruknęłam, podchodząc do szafy stojącej w rogu pokoju. Mary i śpiąca już w najlepsze Rachel zajęły sypialnię mojej nieobecnej siostry, podczas gdy Lily i James rezydowali w sypialni dla gości, a chłopcy w salonie na kanapie. Mówiąc  „chłopcy” nie miałam rzecz jasna na myśli Chrisa, który już jakąś godzinę temu zwinął się do domu.
- A dlaczego? – drążyła Mary. Była nieco nadpobudliwa, jak zawsze po imprezie zakrapianej alkoholem. Choć, prawdę mówiąc, alkoholu tego nie było zbyt wiele – nie z moimi rodzicami śpiącymi w najlepsze u siebie.
- Nazwałaś mnie „Cammie”, dlatego – odparłam, rzucając w nią niewielką poduszką, wygrzebaną z dna szafy.
- To twoje imię – zdumiała się Mary.
- Ale ty mnie tak nigdy nie nazywasz – stwierdziłam, wzruszając ramionami.
Mary wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- A co, tylko Syriusz ma do tego prawo? – zapytała zadziornie.
Przełknęłam.
- Wręcz przeciwnie – wymamrotałam, z przesadną dokładnością zasuwając kotary przy oknie. Jednak Mary albo mnie nie usłyszała, albo puściła moje słowa mimo uszu, jak gdyby nigdy nic rozpoczynając nowy temat.
- Fajny ten Chris. – Posłała mi szeroki uśmiech, zapamiętale mnąc poduszkę. – Skąd go wytrzasnęłaś?
- Znikąd – burknęłam, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. – Idź spać, pogadamy jutro.
Nie pozwoliłam jej nawet odpowiedzieć, gasząc światło i wychodząc z pokoju. Skierowałam się w stronę swojej sypialni, szybko zamykając za sobą drzwi i wzdychając ciężko. Ten ostatni kieliszek wina sprawił, że nieco zbyt mocno kręciło mi się w głowie, a na policzki wstąpiły rumieńce. Przyłożyłam do twarzy chłodne ręce, przymykając oczy. Otworzyłam je jednak natychmiast, usiłując wyrzucić z głowy twarz Syriusza.
W tej samej chwili zadzwonił telefon. zaklęłam głośno i wybiegłam z pokoju, rzucając się w stronę schodów.
- Zamorduję – syknęłam przez zaciśnięte żeby i podniosłam słuchawkę, urywając w połowie przenikliwy dźwięk dzwonka. – Halo? – zapytałam szeptem.
- Cameron? To ty?
Powoli wypuściłam wstrzymywane dotąd powietrze i potarłam twarz wolną ręką.
- Tak, to ja, Chris. Co się dzieje? Zapomniałeś czegoś? – zapytałam spokojnie.
- Co? Nie, nie, coś ty. Ja… Hm, mam nadzieję, że jeszcze nie spałaś? – spytał niepewnie.
- Ja nie – powiedziałam cicho. Tuż obok, w mroku przedpokoju, rysował się nieco ciemniejszy prostokąt wejścia do salonu, starałam się więc mówić jak najciszej. – Bałam się, że inni mogą już spać, ale chyba jest w porządku.
- To dobrze. – W głosie Chrisa słychać było ulgę. Nie mówił szeptem, wywnioskowałam więc, że ma telefon w swoim pokoju.
- Skąd miałeś mój numer? – chciałam wiedzieć.
- Z książki telefonicznej, oczywiście – powiedział pogodnie. – I przepraszam, że niepokoję cię o tej porze, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju.
Zmarszczyłam brwi.
- Co takiego?
- Cóż. – Chris jakby wahał się przez chwilę. – Chodzi o Syriusza.
Już od samego początku tej rozmowy podświadomie wiedziałam, o co chodzi.
- Co z nim? – spytałam nienaturalnie lekko, spoglądając w stronę salonu.
Po drugiej stronie linii przez chwilę panowała cisza.
- Właściwie to nic – oświadczył w końcu chłopak, jakby nieco zmieszany. – Niepotrzebnie dzwoniłem, to nic takiego.
- Chris, skoro już zadzwoniłeś, to mów – zaśmiałam się cicho, choć słowa wypowiedziałam wbrew sobie.
- No dobrze, tak więc… On zawsze taki jest? Taki milczący? – spytał w końcu Chris.
Syriusz milczący? Miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Nigdy taki nie jest – powiedziałam tylko.
- Cóż, dziś był. Przez cały wieczór – oznajmił chłopak.
Zamilkłam. Tak, oczywiście, Chris miał rację. Syriusz nie odzywał się prawie wcale, a jeśli już, to na pewno nie zwracał się do mnie czy do Chrisa. Nic więc dziwnego, że chłopak odniósł tak mylne wrażenie.
- Musimy o tym teraz rozmawiać? – jęknęłam, znów rzucając okiem w stronę salonu. Miałam nadzieję, że wszyscy już spali.
- Nie – odparł chłopak, a ja już miałam mu podziękować, gdy nagle dodał: – Ale powiedz mi, co jest między wami.
Tak bardzo mnie zaskoczył, że automatycznie zaprzeczyłam.
- Nic. Zupełnie nic.
- A co było?
Przymknęłam oczy, wzdychając ciężko.
- Chris, jestem trochę zmęczona, wiesz, ja powinnam…
- Cam.
Przygryzłam wargę i usiadłam na ziemi przy stoliku, na którym stał telefon, opierając się o boazerię.
- To chyba trochę długa historia – wymamrotałam.
- Mnie się nigdzie nie spieszy, Cam. A wiem, że lepiej ci będzie rozmawiać o tym przez telefon, więc nie, nie poczekamy z tym do jutra. – Wnioskowałam po jego głosie, że się uśmiecha, ale ja sama nie mogłam się zdobyć na taki wysiłek.
- Ale tu naprawdę nie ma o czym mówić – powiedziałam cicho, kurczowo ściskając słuchawkę.
- Mówiłaś, że to długa historia.
- Nie, nie jest długa – stwierdziłam zrezygnowanym tonem. – Nie jest ani długa, ani skomplikowana, jeśli mam być szczera. Ja i Syriusz… My chodziliśmy ze sobą. Cóż, właściwie nie można tak tego nazwać. Spotykaliśmy się przez chwilę. Naprawdę tylko przez chwilę. No i, hm, nie wyszło. Tyle, koniec historii.
W słuchawce przez chwilę panowała cisza, jakby mój rozmówca zbierał myśli.
- To chyba było coś poważnego? – bardziej zapytał niż stwierdził.
Tym razem to ja milczałam przez jakiś czas. Od strony drzwi wejściowych dobiegł mnie chłód nocy, wprawiając mnie w drżenie. Marzyłam o tym, by jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku.
- Nie mam pojęcia – powiedziałam nieco płaczliwym tonem.
- Cam, nie musimy już o tym rozmawiać – powiedział szybko Chris.
- Owszem, musimy. – Wierzchem dłoni otarłam pojedynczą łzę, spływającą po policzku. – Ja muszę. Jeszcze tak naprawdę z nikim o tym nie rozmawiałam. A to dlatego, że nikt o nas nie wiedział. Bo on upierał się, żeby trzymać to w jakimś cholernym sekrecie. Więc go zostawiłam. Nikt normalny tak się nie zachowuje, a już na pewno nie ktoś, komu zależy. Mnie zależało. Nie dogadaliśmy się, po prostu.
- Może on się bał? – podsunął Chris.
- Bał? Czego? Zresztą, Black niczego się nie boi – powiedziałam gorzko.
- A co z tobą? – spytał chłopak.
- To nie ja chciałam się ukrywać.
- Nie, pytam, czy dalej coś do niego czujesz.
łzy napłynęły mi do oczu całą falą, kiedy zdałam sobie sprawę, że bardzo dobrze znam odpowiedź na to pytanie. Znałam ją od bardzo dawna, odkąd to wszystko się zaczęło. Wystarczyło spojrzeć na to, że przez Syriusza nie byłam sobą, zaniedbywałam przyjaciół, a w końcu, kiedy spotkaliśmy się po pierwszej tak długiej rozłące, przez cały wieczór mogłam myśleć tylko o tym, jakby to było znów móc go pocałować. Tak, wciąż czułam coś do Syriusza, i to już od bardzo dawna. Jednak coś mówiło mi, że to „coś” wcale się tutaj nie liczy; przecież ja byłam beznadziejną romantyczką i po przeczytaniu ton książek ze szczęśliwym zakończeniem liczyłam chyba na coś więcej. Nie chciałam „czegoś”, ja chciałam – potrzebowałam -  uczucia.
A obawiałam się, iż jest to trochę zbyt duże słowo na określenie tego, co do tej pory łączyło mnie z Syriuszem.
Jak najszybciej zakończyłam rozmowę z Chrisem, wstając i cicho odkładając słuchawkę. Ręce trzęsły mi się nieco, a na plecach czułam gęsią skórkę.
- No, no, takie rozmowy w środku nocy? Chyba bardzo musicie za sobą tęsknić – rozległ się w ciemności dobrze znany mi głos.
Zamknęłam oczy i spuściłam nisko głowę, pozwalając, by włosy zakryły mi twarz.
- Wracaj do łóżka, Syriusz – wymamrotałam cicho, nie odwracając się w jego stronę, choć ciemność zapewne i tak nie pozwoliłaby mi dostrzec czegokolwiek poza zarysami jego postaci przy wejściu do salonu.
- Sam? Nie mam ochoty – oświadczył.
Usiłowałam stłumić narastające we mnie dziwne uczucie złości pomieszanej z podnieceniem.
- Syriusz, proszę cię, jestem zmęczona.
- Ja też. Ale nie mogę spać, kiedy ktoś w najlepsze romansuje pod moimi drzwiami. A już na pewno nie moja była dziewczyna.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Nie byłam twoją dziewczyną – podkreśliłam po raz setny.
- Taa, ciągle to powtarzasz. Czy te wszystkie formalizacje są ci aż tak bardzo potrzebne? – zapytał sucho Syriusz, jego twarz niewidoczna w lepkim mroku nocy. – Może miałem ci się jeszcze oświadczyć?
Zacisnęłam usta, bojąc się, że zaraz wybuchnę. Szybko policzyłam do dziesięciu, a potem zrobiłam w jego stronę kilka małych kroków.
- Naprawdę cię nie rozumiem – powiedziałam. – Najpierw milczysz, obrażony na cały świat, a teraz nagle jesteś zazdrosny i…
- Nie jestem – zaśmiał się chłodno Syriusz. – To tylko twoja wyobraźnia.
- To w takim razie dlaczego nagle ze mną rozmawiasz, i to z własnej woli? – wyrzuciłam mu.
- Bo chcę – powiedział i zrobił krok do przodu, przystając w miejscu, gdzie niewielki, ledwo widoczny promień światła latarni, wpadający przez okno kuchenne aż na korytarz, oświetlał jego twarz. Miał zaciśnięte usta i oczy tak ciemne, że wydawały się prawie czarne.  – Chcę z tobą porozmawiać, mam taką ochotę i…
- Nie, Syriusz, nie. – Błyskawicznie się wycofałam, kiedy zauważyłam, że robi jeszcze jeden krok w moją stronę i wyciąga ręce. – Nie.
- Porozmawiaj ze mną – powiedział cicho, twarz znów ukryta w cieniu, ręce opuszczone wzdłuż ciała. – Chodźmy do kuchni. Tylko na chwilę.
- Nie mogę – wydukałam. – Nie znowu to samo.
- To nie będzie to samo – oświadczył po chwili Syriusz. – Powiedziałaś swojemu koledze, że mi na tobie nie zależało.
Nie wiedziałam, czy był to wyrzut, zaprzeczenie czy po prostu stwierdzenie faktu. I chyba nie chciałam wiedzieć.
- Ja po prostu… – Miałam nieziemską wręcz ochotę zrobić krok w jego stronę i objąć go ramionami. – To nie jest dla mnie. Jeszcze nie. To nie była tylko twoja wina, wiesz? – Syriusz wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka. Musiałam chyba użyć całej swojej silnej woli, by odsunąć jego dłoń. – Może… może kiedyś. Innym razem.
- Każesz mi czekać – powiedział beznamiętnie chłopak.
- Nie. I tak wiem, że to nie możliwe, nie w twoim wypadku – pozwoliłam sobie na mały żart. Nagle poczułam się koszmarnie zmęczona. – Ja sama siebie nie rozumiem, taka moja natura. Wracaj do łóżka, Syriusz – powiedziałam.
A on wrócił.

@

Obudziły mnie głosy dobiegające z dołu, zapewne z kuchni, jednak zmusiłam się do ponownego zamknięcia oczu, starając się powrócić do snu, który – pamiętałam tylko tyle – był niesamowicie przyjemny i odprężający (miła odmiana po prawie w całości bezsennej nocy). Jednak wszelkie obrazy ze snu zdążyły już umknąć z moich myśli i pozostało mi więc tylko głęboko zakopać się w pościeli i lewitować na granicy snu i jawy, bezskutecznie usiłując ignorować krzyki z dołu. Ktoś musiał otworzyć drzwi do mojego pokoju, a mi zwyczajnie nie chciało wygrzebywać się z wygodnego łóżka, tak więc jedynym, co mogłam zrobić, było zakrycie się kołdrą po sam czubek głowy.
Po jakimś czasie (nie byłam pewna, czy minęła minuta, czy może godzina) usłyszałam wyraźne kroki na schodach, a potem na korytarzy. Oho, ktoś przyszedł mnie obudzić. Niedoczekanie; błyskawicznie zamknęłam oczy – do tej poru znudziło mi się spanie, więc tylko wpatrywałam się w sufit – i udałam, że śpię w najlepsze.
- No nie, a ta dalej śpi – usłyszałam głos Rachel. Stała w progu mojego pokoju i mówiła tak głośno, że miałam ochotę rzucić w nią poduszką. Albo czymś cięższym. – Cam! Cam, pobudka!
Czy wspominałam, że nie lubiłam, gdy ktoś mnie budził? Bardzo nie lubiłam.
- Spadaj – wymamrotałam tylko, chowając twarz w pościel.
- Ale Cam, jest już po dziesiątej!
Dopiero?!
- No i co z tego – burknęłam. – ma wolne, mogę spać, ile mi się podoba. No, nie mogę, bo ktoś postawił sobie za punkt honoru budzenie mnie bladym świtem – sprostowałam mrukliwie.
Rachel wybuchła śmiechem.
- Och, zawsze uwielbiałam twoje poranne poczucie humoru – oznajmiła śpiewnie. – Ale jak już ci się nastrój poprawi, to zejdź na dół, właśnie jemy śniadanie, a sadząc po tym, że faceci rzucili się na nie jakby nie jedli od co najmniej tygodnia, niedługo nic dla ciebie nie zostanie. Więc, wiesz, spiesz się.
- Och, zawsze uwielbiałam twoją poranną gadatliwość – zironizowałam i rzuciłam poduszkę w jej oddalające się plecy, lecz chybiłam i zamiast tego zwaliłam zegar, stojący na komodzie przy drzwiach. Mamrocząc pod nosem inwektywy pod adresem zarówno Rach, jak i całej reszty świata, zwlokłam się z łóżka, podniosłam poduszkę i odstawiłam zegarek na miejsce. Będąc zbyt dumną, by od razu zejść do kuchni, jeszcze przez chwilę zamarudziłam w pokoju, plącząc się bez celu, rozczesując włosy, by jakoś wyglądać w towarzystwie przyjaciół, zakładając szlafrok. W końcu, pozorując rozespanie, zeszłam na dół.
- No, nareszcie – rzuciła Rachel, rozparta na jednym z krzeseł kuchennych. – Masz szczęście, został jeszcze jakiś plasterek sera czy coś.
Wywróciłam oczami i nalałam wody do czajnika. Od razu rzuciło mi się w oczy, że Syriusz siedział na ławie pomiędzy Jamesem i Mary i, co więcej, właśnie beztroska rozmawiał z Remusem. Przyzwyczajona do jego wczorajszego milczenia i ignorowania wszystkich i wszystkiego, czułam się nieco zbita z pantałyku, ale bardzo starałam się tego nie okazywać.
- Pozwoliliśmy sobie skorzystać z twojej lodówki – odezwała się Lily, uśmiechając się łagodnie. – Twoich rodziców już nie było, kiedy wstaliśmy, tak więc…
- Nie ma sprawy – przerwałam jej, machając lekceważąco ręką. – Aż się dziwię, że jesteście w stanie jeść. Myślałam raczej, że znajdę was wszystkich w łazience albo w łóżkach.
James prychnął, uśmiechając się zawadiacko.
- Taka ilość alkoholu to dla nas jak soczek, kochana – oświadczył.
- Aha, soczek, pewnie! Mam ci przypomnieć o tych niemoralnych propozycjach, które składałeś mi przed snem? – wytknęła mu Lily z cieniem uśmiechu na ustach.
 Całe towarzystwo wybuchło śmiechem, zagłuszając mało imponujące wykręty Jamesa. Przez przypadek zerknęłam na śmiejącego się razem z resztą Syriusza, a po ułamku sekundy on odwzajemnił moje spojrzenie. Śmiech zamarł mi na ustach, ale Syriusz nie zmienił wyrazu twarzy, nie odwrócił wzroku. Na chwilę zapomniałam, że nie jesteśmy sami w kuchni, potem jednak czajnik zapiszczał donośnie, a ja odwróciłam się gwałtownie, by wyłączyć gaz, tym samym zrywając kontakt wzrokowy.
I bardzo dobrze, przez chwilę bowiem czułam się, jakbym została zahipnotyzowana przez tę lekko zamgloną szarość jego oczu, przez wibrujący dźwięk jego cichego śmiechu. Cholera, nie powinnam zwracać uwagi na takie szczegóły, przecież powiedziałam mu, że nic z tego nie będzie. Bo byłam niedojrzała, niegotowa. Bo jedyne, co się dla mnie liczyło, to jego wygląd, jego cechy zewnętrzne. Oczy, śmiech. Te lekko zmierzwione włosy. Ramiona. Tors ukryty pod cienkim podkoszulkiem…
Nie powinnam zwracać na to najmniejszej uwagi. A jednak zwracałam.
- Hej, Cam – głos Jamesa wyrwał mnie z rozmyślań – pamiętasz, że zaprosiłaś nas wczoraj na obiad, co nie? – Chłopak zatarł ręce, szczerząc się złośliwie.
- Że co? Pierwsze słyszę – zażartowałam. – Rogaś, to pijaństwo powoli zżera twoja szare komórki i osłabia pamięć – rzuciłam, uśmiechając się promiennie. – Poza tym, nie chcielibyście spróbować mojej kuchni, naprawdę.
- Popieram – wtrąciła Mary ze śmiechem.
Skończyłam Parzyc swoją herbatę i usiadłam z nią przy stole, tuż obok Lily. Sięgnęłam po kromkę chleba i krem czekoladowy.
- Ale szarlotkę zrobiłaś niezłą – powiedziała Rachel. – Z obiadem nie może być aż tak źle.
Objęłam kubek dłońmi, napawając się jego ciepłem.
- W porządku, zostańcie ile tylko chcecie – powiedziałam ze śmiechem. – Ale na obiad zamówimy pizzę.

@

Nie uważacie, że Cameron ma coś z głową?
Wiecie, po tym pierwszym fragmencie miałam zakończyć to opowiadanie, ale coś mnie powstrzymało. Miałam wtedy jakiś taki dziwny nastrój, więc napisałam kolejny fragment, i teraz wychodzi na to, że, cóż, muszę pisać dalej, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz