Walentynki – cóż za egzaltacja!
Dla
Namiś - bo już dawno jej to obiecałam. No i za
bloga. <33
Biała koperta, biała
koperta, znowu biała, różowa, biała w serduszka, krwistoczerwona, biała, biała…
O, proszę, jeszcze zgniło żółta…
Pac, pac, pacpacpac.
- Szlag.
James uniósł głowę z oparcia fotela.
- Co się dzieje? – zapytał, mrugając sennie.
- Niiic – westchnęłam, schylając się po koperty, które wypadły
mi z rąk i – zamiast na biurko – pospadały na podłogę. – Mam tylko niemiłe
wrażenie, że jako jedyna pracuję.
Od strony siedzącego na parapecie Syriusza podleciał ku mnie
niebieski samolocik.
- Właśnie o tym mówię – mruknęłam.
- Może to też część kary? – spytał James, przeciągając się
leniwie. – Dagger odpuścił dziś każdemu z nas… oprócz ciebie.
Opadłam ciężko na fotel, zerkając smętnie na stos kopert obok
klawiatury. Nigdy nie sądziłam, że tyle kobiet czyta naszą gazetę. I że tyle z
nich potrzebuje porad.
Tylko dlaczego to ja miałam im ich udzielać? Nie potrafiłam
mówić o uczuciach nawet z przyjaciółmi, a co dopiero z samotnymi, załamanymi i
kompletnie mi obcymi kobietami!
- Mówię wam, uwziął się na mnie – burknęłam ponuro, sięgając
po pierwszy list. Ten z serduszkami.
- Tylko dlaczego? – zapytał Syriusz, składając kolejny
samolot. Wolałam nie wiedzieć, skąd brał na to kartki. – Wydawało mi się, że
cię lubi.
Przebiegłam wzrokiem po pierwszych linijkach tekstu.
- Nie powiedziałabym – stwierdziłam chmurnie. – Wciąż mówi mi
„Swallow”.
- Chyba tak się nazywasz, nie? – zaśmiał się James.
- Ćśś, to wrażliwy temat – szepnął konspiracyjnie Syriusz.
- Spadaj – odgryzłam się. – Rany, ależ to głupie. „On nie
zwraca na mnie uwagi, a ja go tak kocham! Codziennie kupuję mu kawę, a on
myśli, że to od Veronicy! Śni mi się po nocach, a nawet nie wie, jak ja mam na
imię!” – przeczytałam, krzywiąc się. – Bla, bla, bla.
Chłopcy znów wybuchli śmiechem.
- Czegoś ci to nie przypomina? – spytał radośnie James,
podczas gdy Syriusz zsunął się z parapetu i podszedł do mnie, kucając przy moim
fotelu i sięgając po inną kopertę.
- Scott zna moje imię – oburzyłam się. – Tylko go nie używa. A
poza tym… nie śni mi się po nocach. I go nie kocham!
- Jasne – rzucił Black, rozrywając kopertę.
- Nie znoszę tego twojego „jasne” – burknęłam.
- A coś w ogóle we mnie znosisz? – wyszczerzył zęby w
uśmiechu.
- Można tak powiedzieć – mruknęłam pod nosem. – Nie no, nie
mam pomysłu. Co niby mam odpisać takim… kobietom?
- To proste. – Syriusz oparł się łokciem o moje udo, biorąc
ode mnie list i wpatrując się w niego. – „Droga Zakochana! Pokaż mu, że żyjesz!
I przedstaw mu się. Faceci lubią konkrety” – wymyślił i posłał mi szelmowski
uśmiech.
Uniosłam brew.
- Skądżeś to wytrzasnął? – zapytałam podejrzliwie. – Czytujesz
babskie pisemka?
Jim zaśmiał się głośno.
- Nie – odparł Syriusz, opierając głowę na dłoni i wpatrując
się we mnie z rozbawionym wyrazem twarzy. – Po prostu znam się na kobietach.
- Jasne – parsknęłam, uciekając wzrokiem. Dziwnie się czułam,
kiedy siedział tak blisko mnie.
- Ha! – Syriusz wycelował we mnie palec. – Ty też masz takie
swoje „jasne”.
- I co, nie lubisz go? – westchnęłam, przeglądając listy.
- Skąd. Bardzo lubię.
James wstał ze swojego fotela i przeciągnął się.
- Ludzie, ja już chyba będę się zbierał – stwierdził.
- Co? – zapytałam równocześnie z Syriuszem.
- Dopiero druga – mruknął Black.
- Słuchajcie. – Potter podszedł do nas i oparł się
nonszalancko o moje biurko. – Trzeba umieć sobie radzić z szefem. Poza tym… Są
walentynki, facet na pewno zrozumie. I tak sam już gdzieś wybył.
Gdzieś, pomyślałam ponuro. Bawi się ze Stellą w The Eagle…
Szybko odpędziłam od siebie te myśli i podparłam głowę rękami.
- Cudownie – jęknęłam. – Chyba faktycznie jako jedyna będę
dziś pracować. Wszyscy sobie pójdą, a ja dalej będę odpisywać na te głupie
listy – pożaliłam się. – To będą najgorsze walentynki w moim życiu.
- Nie będą. – Syriusz wstał i zebrał kilkanaście kopert. –
Wieczór filmowy ze mną, Mary i Remusem będzie wspaniały, zobaczysz. A z
listami… pomogę ci.
Zamrugałam zdziwiona, wpatrując się w Blacka jak w ósmy cud
świata.
- Och, Syriusz – rzuciłam szczęśliwie – jesteś kochany.
- No, to ja was zostawiam – odezwał się James, zbierając swoje
rzeczy. – Życzę miłego wieczoru… no, i nocy.
- Nawzajem! – Uśmiechnęłam się szeroko, machając Rogaczowi na
pożegnanie.
- Do jutra – dodał Syriusz lakonicznie, kradnąc Jamesowi
fotel, długopis i plik kartek i podchodząc z tym do mnie. – No, to
bierzmy się za to, a wyjdziemy wcześniej. – Usiadł obok mnie, zabierając się za
czytanie listów. – Ach, no i tym razem ani słowa o tym, że ktoś ci pomagał,
jasne?
Pokiwałam gorliwie głową, sięgając po różową kopertę. „Nie
wiem, co robić. Wydaje mi się, że on coś do mnie czuje, ale okazuje to w taki
dziwny sposób, że nie jestem pewna…”
Westchnęłam. Teraz wszystko wydawało mi się łatwiejsze…
Nagle Syriusz przesunął w moją stronę jeden ze swoich
samolotów, nawet nie odrywając się od swojego listu. Wzięłam papier do ręki i
rozprostowałam, przyglądając się napisowi umieszczonemu na jednym ze skrzydeł.
Uśmiechnij się. ;)
Więc się uśmiechnęłam.
@
Caaam? – zawołała Mary z
przedpokoju. – Pospieszyłabyś się!
- Jasne, już kończę! – odkrzyknęłam, omal nie wsadzając sobie
szczoteczki mascary do oka. Merlinie, nie potrafiłam posługiwać się takimi
wynalazkami. Byłam już chyba na to za stara. – Poczekaj jeszcze sekundkę.
- Czekam już pięć sekundek, dziewczyno – marudziła Masterson.
– Ale spoooko, mnie to nie przeszkadza. To chłopcy będą źli.
Rozpuściłam związane dotąd włosy i pozwoliłam, by rozsypały
się na plecach.
- Od razu źli, no – mruknęłam, po raz ostatni zerkając w
lustro. Wyglądałam przyzwoicie, wręcz… korzystnie. – Chwileczkę się spóźnimy,
nie umrą przecież.
Mary parsknęła śmiechem.
- Remus nie, z Blackiem może być gorzej – stwierdziła wesoło.
Otworzyłam drzwi łazienki i spokojnie podeszłam do przyjaciółki.
- Dlaczego tak myślisz? – zapytałam, sięgając po trampki.
- Ach, tak po prostu. Ostatnio spędzacie ze sobą dużo czasu,
nie sądzisz? – Mary tupała niecierpliwie nogą obutą w wysokie czarne kozaki.
- Dużo? – Zerknęłam na nią z podłogi, wiążąc sznurówki. – Nie,
coś ty. Tyle co zwykle.
Szatynka posłała mi przebiegły uśmiech.
- Skoro tak twierdzisz… Nie zimno ci w tych butach?
- Mary, jest osiem stopni, przeżyję. – Wyszczerzyłam zęby. –
Poza tym, są cholernie wygodne.
- Taa, wiem. A gdybym była Rachel, narzekałabym, że się
marnujesz, nie wkładając dziś tej nowej sukienki – stwierdziła, grzebiąc w
torebce w poszukiwaniu kluczy.
- Merlinie – westchnęłam, zakładając płaszcz. – A co to za
okazja? Zwykły walentynkowy wieczór z przyjaciółmi. Nie ma co się stroić.
Wyszłyśmy pospiesznie z mieszkania, uprzednio chwytając swoje
rzeczy. Przerzuciłam przez ramię sportową torbę i obie zbiegłyśmy ze schodów,
wypadając na dwór i szczelniej opatulając się szalikami.
- Ale wiesz, jeśli wpadniesz w kałużę… – zaczęła Mary ostrzegawczym
tonem.
- Nie ma dziś kałuż – zaśmiałam się. – I nie martw się już o
moje buty!
Mijałyśmy szybko kolejne przecznice, rozmawiając. W pewnym
momencie obie musiałyśmy się upewnić, czy aby na pewno zabrałyśmy kasetę
filmem, wypożyczoną specjalnie na dzisiejszy wieczór, a chwilę potem z nieba
spadły pierwsze miniaturowe krople deszczu.
- Do diabła! – mruknęłam, schylając głowę. – Cholerna mżawka.
Nie znoszę londyńskiej pogody. Już wolałabym śnieg – narzekałam.
- No, uważaj, żebyś nie wykrakała – uśmiechnęła się Masterson.
Już po chwili pukałyśmy do drzwi kawalerki Huncwotów. Otworzył
Remus z wielką drewnianą łyżką w ręce, a zaraz potem tuż obok niego pojawił się
szczerzący zęby Syriusz – widać wizja walentynek bez towarzystwa zakochanych w
nim dziewcząt wprawiała go w wyśmienity nastrój. Chłopcy pociągnęli nas do
kuchni i ze skruchą przyznali, że chyba nie udało im się zrobić truskawkowych
galaretek.
Wytrzeszczyłam na nich oczy.
- Jesteście geniuszami – stwierdziłam. – Nawet ja, która nie
potrafi zrobić jajecznicy, wiem jak wymieszać proszek z wodą i wstawić do
lodówki – wytknęłam, grzebiąc w torebce. – Dobrze, że wzięłam sałatkę…
- Cameronowa sałatka? – Syriusz odebrał ode mnie pojemnik z
potrawą, otworzył go i wsadził nos do środka. – Rany, kocham tę sałatkę. Ta
kukurydza, ten makaron…
Uśmiechnęłam się skromnie.
- Akurat sałatki mi wychodzą – stwierdziłam.
- Hej, jaki macie film? – zapytała Mary, przysiadając na
taborecie przy kuchennej ladzie i przeglądając zapas napojów, który zrobili
gospodarze.
Remus machnął łyżką, ochlapując Syriusza i mnie kropelkami
wody.
- Wybaczcie – rzucił wesoło, gdy oboje posłaliśmy mu złowrogie
spojrzenia. – Film? Pytajcie Łapy, chyba pożyczył jakiś horror.
- Nie jakiś, nie jakiś! – obruszył się Black, oddając mi
sałatkę. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę szafki po miskę. – To „Kiedy
dzwoni nieznajomy”, Lunatyk.
Doceniłbyś klasykę…
Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.
- Horror na walentynki. Pasuje jak ulał – sarknęłam.
Remus wyszczerzył zęby, sięgając po różdżkę i lewitując w
stronę salonu cztery kubki z parującymi napojami – kawą i herbatą.
- To takie krwawe święto, nie? – zaśmiał się Syriusz.
Zachichotałam pod nosem, stając na palcach i usiłując
dosięgnąć szklanej salaterki, stojącej na najwyższej półce.
- A my mamy romans, jak przystało na tak romantyczny dzień –
stwierdziłam, podskakując z wyciągniętą ręką. – Podobno dobry, „Wichrowe…” Ach,
super. – Westchnęłam, kiedy usłyszałam głosy dochodzące z salonu i
zorientowałam się, że wszyscy wyszli z kuchni. – Mówię sama do siebie. Cholera,
dlaczego to jest tak… – zmierzyłam miskę groźnym spojrzeniem – wysoko. –
Oparłam dłonie na blacie przed sobą i znowu podskoczyłam. – SZLAG! – jęknęłam,
kiedy uderzyłam głową o wiszącą szafkę, i to tak mocno, że aż zabrzęczały
stojące tam naczynia. Rozmasowałam głowę ręką, przygryzając wargę i czując
napływające mi do oczu łzy.
Nagle usłyszałam cichy śmiech i szybkie kroki kogoś, kto
najwyraźniej stał niedaleko, w kuchni.
- Wariatka – oświadczył Syriusz, podchodząc do mnie i
zdejmując z półki salaterkę. W jego głosie brzmiało źle ukryte rozbawienie. –
Zapomniałaś o czymś takim jak różdżka i Accio? Oj, Cammie, Cammie…
Urwał, gdy tylko na mnie zerknął.
- Cam? – zapytał niepewnie.
Wciąż trzymałam się za pulsującą dziko głowę, a obraz chłopaka
był dziwnie rozmazany. Zamrugałam, próbując pozbyć się łez.
- Cały czas tu stałeś i nic nie mówiłeś… – jęknęłam.
Poczułam jak Syriusz ujmuje moją twarz w dłonie, a potem jedną
rękę opiera na mojej głowie opiekuńczym gestem.
- Aleś wyrżnęła – rzucił cicho, przysuwając się bliżej i
gładząc delikatnie moje włosy.
- Jest siniak? – zapytałam żałośnie. Czułam się co najmniej
niezręcznie, kiedy tak praktycznie tulił mnie do siebie. Jego podkoszulek
wydzielał ten sam przyjemny zapach, co koszula kilka dni temu, a klatka
piersiowa zadrżała, kiedy zaśmiał się cicho.
- Jeszcze nie – oświadczył – ale pewnie boli, co?
- Jak cholera – odparłam płaczliwie, choć wcale nie chciałam,
żeby mój głos tak brzmiał. Ostatecznie, było mi całkiem przyjemnie… no, może
oprócz pulsującej bólem głowy. – Jesteś… jesteś okropny, wiesz?
Syriusz znowu parsknął śmiechem, po czym pocałował mnie w
czubek głowy, dokładnie w to miejsce, którym uderzyłam o szafkę.
- Musisz mi wybaczyć – stwierdził i odsunął się, co przyjęłam
z żalem. – Dziś walentynki, święto miłości, Cammie. – Wyszczerzył zęby, a w
jego oczach dojrzałam radosne błyski.
- Mam cię kochać za to, że zamiast od razu mi pomóc,
sterczałeś jak głupi? – burknęłam, sięgając po miskę, którą postawił na blacie.
- Możesz mnie kochać za wszystko – odparł lekko Syriusz,
opierając się o szafki. Czułam na sobie jego badawcze spojrzenie, co mnie
niesamowicie dekoncentrowało.
- Na pewno nie za to – rzuciłam urażonym tonem jedenastolatki.
- Och, no, zagapiłem się po prostu – wyznał Black, podczas gdy
ja przekładałam sałatkę do miski.
- Jasne – zironizowałam. – Na co niby?
Zerknęłam na niego przez ramię, wrzucając pusty pojemnik do
zlewu. Syriusz otworzył usta, a wtedy do kuchni wszedł Remus.
- Tu was wcięło – powiedział odkrywczym tonem, przyskakując do
blatu i porywając miskę z sałatką. – Chodźcie, bo sami wszystko zjemy. –
Popatrzył na mnie roziskrzonymi oczami i mrugnął wesoło.
Smętnie ruszyłam za nim do salonu.
- Co to było? – zapytał Syriusz, podążając moim śladem.
- Co? – Popatrzyłam na niego z ukosa.
- To mrugnięcie.
Uśmiechnęłam się lekko, dotykając głowy ręką i wyczuwając pod
palcami narastającego guza.
- Remmy najwyraźniej dobrze się bawi – rzuciłam, wzruszając
ramionami.
- Albo już dorwał się do Ognistej… – Syriusz posłał mi szeroki
uśmiech.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Macie Ognistą? – zachwyciłam się.
- Owszem, mała – wyszczerzył się chłopak, poklepał mnie
delikatnie po głowie i ruszył w stronę kanapy, na której rezydowali już Mary i
Remus.
@
Firanka powiewała mocno,
szeleszcząc tajemniczo, a lśniący na niebie okrągły księżyc rzucał przez okno
blade promienie oświetlające skrzypiące schody.
Krok, jeszcze jeden i jeszcze jeden. Coś czaiło się w mroku,
tuż obok, na wyciągnięcie ręki…
Nagle rozległ się mrożący krew w żyłach dźwięk telefonu.
- Merlinie! – zawołałam, podskakując i zakrywając oczy dłońmi.
Usłyszałam, że siedzący na kanapie Syriusz wybuchł głośnym śmiechem, a odgłosy
filmu ustały.
Odsłoniłam oczy i spojrzałam na Remusa, który – zatrzymawszy
projekcję horroru – rzucił pilot śmiejącemu się Blackowi i przeskoczył przez
oparcie sofy.
- Odbiorę – stwierdził i posłał mi rozbawione spojrzenie,
wybiegając z salonu.
- No co? – obrzuciłam Mary – która tak jak ja siedziała u podnóży
kanapy – złym spojrzeniem. – Przestraszyłam się.
- Kochanie, to tylko telefon – oświadczył Syriusz ze śmiechem,
pochylając się ku mnie i kładąc mi dłoń na głowie.
Syknęłam, strącając jego rękę.
- Jestem ranna, zapomniałeś? – obruszyłam się. – A ten film
jest okropny.
- Ledwo się zaczął, a ty już wariujesz – wytknęła Mary,
szczerząc zęby.
- Bo nie lubię horrorów – upierałam się. Skorzystałam z
okazji, że telewizor nie wydaje żadnych niepokojących dźwięków i wstałam,
podchodząc do stolika z przekąskami.
Syriusz wyłożył się wygodniej na sofie i spojrzał na mnie z
leniwym uśmiechem.
- Nie ma w nich nic strasznego – oświadczył.
- Może dla ciebie – mruknęłam, upijając łyk mrożonej herbaty.
Opróżniona butelka Ognistej Whisky posyłała mi żałosne spojrzenia. – To chore,
żeby oglądać horrory w walentynki… – westchnęłam.
- Trzeba się jakoś odciąć od tej całej różowej słodyczy –
odezwała się z podłogi Mary. – Hej, gdzie ten Remus? Chcę wiedzieć, co będzie
dalej – powiedziała, wpatrując się w ekran tej małej, kwadratowej maszyny.
Usiadłam obok niej, unosząc oczy do sufitu.
- Ktoś na nią wyskoczy i zabije, ot i cała filozofia –
sarknęłam.
- Taa, a potem ona zmartwychwstanie i będzie straszyć… –
Syriusz wyjął mi z dłoni szklankę z herbatą i upił kilka łyków, ignorując moje
złe spojrzenie. – Cammie, nie marudź, horrory są wspaniałe.
- Ten dreszczyk emocji – zaśmiała się Mary.
- Emocje będą też w „Wichrowych Wzgórzach”, zobaczycie –
zapewniłam.
Syriusz i Mary jęknęli równocześnie. Do pokoju wrócił Remus,
po drodze zgarniając z tacy garść słodyczy i rzucając nam po jednym. Szybko
wepchnęłam do ust cukierka i usiadłam wygodniej.
- Kto to był? – zapytał Syriusz, odwijając swojego lizaka.
- Rogacz – odparł Lunatyk, opadając na kanapę. – Są w jakiejś
knajpie i, nie uwierzycie, podobno właśnie ustalili datę ślubu.
- Och, naprawdę? – wymamrotałam zachwycona, szybko połykając
cukierka. – To uroczo! Na kiedy?
Remus zmarszczył brwi.
- Emmm… – mruknął niepewnie, rzucając mi przepraszające
spojrzenie. – Nie pamiętam.
- Dobra, dobra. – Syriusz sięgnął po pilota. – Oglądajmy to,
bo nas północ zastanie.
- Dopiero dziewiąta – stwierdziła Mary, a Black nacisnął guzik
na pilocie.
Z głośnym westchnieniem naciągnęłam rękawy koszuli i
przezornie zakryłam dłońmi usta. Wolałam więcej się nie kompromitować i nie
zacząć wrzeszczeć w najmniej odpowiednim momencie. Przymknęłam jedno oko,
gotowa na zamknięcie drugiego w razie nagłych przerażających wydarzeń i
podciągnęłam kolana pod brodę.
I tak nie poczułam się bezpieczniej.
Po jakiejś pół godzinie, kiedy już nieraz chowałam twarz w
ramiona i wzdrygałam się przestraszona, stwierdziłam, że jest mi zimno i
wyczołgałam się sprzed telewizora.
Wstałam szybko i wyszłam z pokoju w poszukiwaniu czegoś, czym
mogłabym się okryć, a przyjaciele nawet nie oderwali wzroku od ekranu.
Przez chwilę szperałam na wieszaku, pomiędzy kurtkami, mrużąc
oczy i usiłując dojrzeć coś w ciemności. Płaszcz był za gruby, nie znalazłam
też żadnej samotnej bluzy. Żałowałam, że nie wzięłam z domu własnego grubego i
miękkiego szlafroka, który teraz idealnie by się nadawał.
Pomknęłam cicho w stronę jednego z pokoi. Dla pewności
zapaliłam lampkę przy biurku, a po plakatach na ścianach poznałam, że jest to
sypialnia Jamesa. Przez chwilę stałam na środku, niepewnie rozglądając się
wokoło, ale nie znalazłam żadnego okrycia, więc wycofałam się do drzwi.
I natrafiłam na coś twardego.
Odskoczyłam z cichym okrzykiem na ustach, odwracając się
gwałtownie i patrząc na stojącego w wyjściu Syriusza.
- Cholera – sapnęłam, łapiąc się za bijące szaleńczo serce. –
Cholera.
Chłopak wyszczerzył zęby, opierając się nonszalancko o
framugę.
- Co ty wyprawiasz, Cammie? – zapytał ze śmiechem.
- A ty?! – wytknęłam mu, odganiając od siebie absurdalną myśl,
że serce bije mi tak szybko ze względu na samą osobę Syriusza i sposób, w jaki
się uśmiechał. – Straszysz mnie! – rzuciłam z wyrzutem.
- Nie specjalnie przecież. – Black posłał mi huncwocki
uśmiech, który dziewczynom zapierał dech w piersiach. Ale nie mnie, rzecz
jasna. – Czego tutaj szukasz? – Powiódł wzrokiem po sypialni przyjaciela.
- Eee… – zająknęłam się – szlafroka.
Syriusz znowu spojrzał prosto na mnie i nagle parsknął
śmiechem.
- Szlafroka? – zapytał niedowierzająco.
Skinęłam niepewnie głową, obejmując się ramionami.
- Zimno mi – poskarżyłam się.
- Taa, jasne. – Chłopak machnął na mnie ręką, każąc mi pójść
za sobą. – Po prostu się boisz, Cammie, przyznaj to.
Rzuciłam mu ironiczne spojrzenie.
- Mężczyźni szlafroków raczej nie używają – stwierdził Syriusz,
prowadząc mnie do innych drzwi – ale mogę dać ci koc. Poczekaj. – I wszedł do
środka sypialni, nawet nie zapalając światła. Zaciekawiona wsadziłam głowę do
środka, ale mój wzrok nie zdołał przebić się przez ciemność. Jak on cokolwiek
tu widział? No tak, ale to był jego pokój, pewnie znał go jak własną kieszeń…
Po chwili Syriusz wrócił na korytarz, wypychając mnie
delikatnie i podając ciężki, ale miły w dotyku koc w psie łapki. Uśmiechnęłam
się wesoło, przyglądając się wzorkowi, a chłopak zaśmiał się i pociągnął mnie z
powrotem w stronę salonu.
- Przegapiliście najlepszy moment! – stwierdziła Mary, nie
odrywając oczu od telewizora, na którego ekranie główna bohaterka przebiegała
przez jakąś pogrążoną w mroku łąkę.
Westchnęłam z ulgą.
- Z szafy wyskoczył jakiś bogin czy coś tym stylu, a ona
rąbnęła go takim wielkim łomem i, o dziwo, on uciekł, a potem… – relacjonowała
ożywiona Mary.
Remus tylko się do nas uśmiechnął.
Już miałam usiąść znowu na podłodze, gdy Syriusz złapał mnie
za ramię i szepnął:
- Nie wygodniej na kanapie? I dalej od ekranu. – Wyszczerzył
się szelmowsko.
Zrobiłam w jego stronę złośliwą minę, ale skorzystałam z rady
i usiadłam wygodnie pośrodku sofy, pomiędzy Syriuszem i Remusem, po czym
otuliłam się kocem, przygotowując na kolejną dawkę horroru.
Do samego końca już bardzo sporadycznie patrzyłam na ekran,
ciągle zakrywając się kocem aż po bolący czubek głowy. Tak naprawdę nie bałam
się samych wydarzeń, przedstawionych w filmie, lecz bałam się… strachu. Tego,
że coś zaraz wyskoczy na ekran, tej niepokojącej muzyki i ciągłej niepewnej
grozy. Widziałam też, jak Remus rzuca mi rozbawione spojrzenia, a po drugiej
stronie Syriusz trzęsie się od ledwo powstrzymywanego śmiechu. Och, tak. Byłam
taka zabawna.
Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, przeciągnęłam
się, szczerząc zęby.
- Nareszcie – rzuciłam, ziewając. – Ależ to nudne było…
Remus uniósł jedną brew, a na jego ustach błąkał się wesoły
uśmiech.
- Tak, zwłaszcza, kiedy ten psychopata wyleciał z siekierą, a
ty z piskiem wskoczyłaś pod koc. – Syriusz roześmiał się głośno, posyłając mi
miękkie spojrzenie. A przynajmniej na takie wyglądało. – Cammie, wariatko.
- Już drugi raz nazwałeś mnie per „wariatka” – stwierdziłam,
przekrzywiając głowę. – Powinnam się obrazić.
- Jasne – stwierdził Black, wstał i podszedł do stolika. –
Dobre te lizaki, Remmy, skąd je masz?
Rozciągnęłam się na kanapie, korzystając z tego, że Syriusz na
chwilę zwolnił miejsce.
- Ukradłem. A cukierki znalazłem w parku – powiedział poważnie
Remus, nie spuszczając z Syriusza wzroku.
Ten natomiast zakrztusił się sokiem, który właśnie popijał.
Zmierzająca w stronę łazienki Mary poklepała go niedbale po plechach.
- Lunatyk! – wycharczał Syriusz, łapiąc się za gardło i
odstawiając szklankę na stolik. – Ty perfidny futrzaku! Schowaj sobie tę
ironię…
- Po prostu, Łapo, zadajesz głupie pytania. – Remus posłał mi
szeroki uśmiech.
Schowałam twarz pod koc, chichocząc.
- A ty, panie elokwentny, musisz odpłacać się tym samym, hę? –
Poczułam, że Syriusz usiadł na brzegu kanapy. – Cammie, kochanie, to moje
miejsce.
- Spadaj. – Odsłoniłam oczy, patrząc na Blacka z
zainteresowaniem. W dłoni trzymał kulistego czerwonego lizaka i również nie
odrywał ode mnie wzroku. – Już jest moje.
- Luniak, powiedz jej coś – poskarżył się Syriusz, spoglądając
na przyjaciela, który tylko wzruszył ramionami, siadając na sofie po turecku i
majstrując przy pilocie. – Cam – pogroził Black, mrużąc oczy – bo wytoczę
ciężką artylerię.
- Taa, jaką? – zaśmiałam się, ciągnąc za koc, na którego
brzegu usiadł. – Powarczysz na mnie?
Syriusz uniósł zawadiacko jedną brew, wsunął lizaka do ust i
wyciągnął ręce, łapiąc mnie w pasie. Pisnęłam cienko, równocześnie parskając
śmiechem i usiłując odsunąć się od niego jak najdalej, jednak on nie przestawał
mnie łaskotać. Z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej, odpychając jego
dłonie, a potem zarzuciłam mu na głowę koc i przyczołgałam się do siedzącego
spokojnie Remusa.
- Raaatuj! – zawołałam, nadal czując na sobie palące ślady rąk
Syriusza. Lunatyk otworzył ramiona i objął mnie, uśmiechając się lekko.
Syriusz tymczasem wstał, odrzucił koc i zmierzył nas groźnym
spojrzeniem.
- Strzeżcie się – powiedział, celując w nas lizakiem.
Zaśmiałam się prosto w koszulę Remusa.
- Przed czym? – zapytał Lupin opanowanym głosem, choć brzmiały
w nim ledwo słyszalne nutki rozbawienia.
- Przed moim…
- Hej, ludzie. – W drzwiach pojawiła się głowa Mary.
Przytuliłam się do ramienia Remusa, na co dziewczyna tylko uniosła brwi i
oświadczyła: – Ja idę już spać, poprzedniej nocy prawie nie zmrużyłam oka. –
Wyszczerzyła się do mnie. –Wybacz, że nie obejrzę tego twojego romansu. Mogę
zająć pokój Jamesa?
Syriusz podrapał się po głowie.
- Jasne, bierz. Ja i tak prześpię się na kanapie – stwierdził.
Popatrzyłam na niego z wyrzutem.
- A ja gdzie niby? – zapytałam.
- No chyba nie oczekujesz, że taki dżentelmen jak Łapa pozwoli
ci tutaj nocować – uśmiechnął się Remus.
- A powinien! – Odsunęłam się od Lunatyka, co wykorzystał
Black i przyciągnął mnie w swoją stronę, znów zajmując swoje stare miejsce z
brzegu kanapy.
- Chyba żartujesz – powiedział, obserwując jak próbuję mu się
wyrwać. – Jesteś tutaj gościem.
- I powinnam móc sobie wybrać. – Wystawiłam mu język,
odsuwając od siebie jego ręce i usiłując zignorować szaleńcze bicie serca. –
Może ja nie chcę spać w twoim łóżku, hm?
Syriusz parsknął śmiechem.
- To pójdziesz do Remusa – zironizował.
Lupin rzucił mu tylko pobłażliwe spojrzenie i podszedł do
telewizora, by wymienić kasetę.
- Puść mnie – syknęłam do Blacka.
- Co tylko chcesz. – Syriusz uniósł ręce i rozłożył się
wygodniej na kanapie, ssąc lizaka.
Remus opadł na swoje miejsce w tym samym momencie, w którym ja
nacisnęłam przycisk na pilocie, a na ekranie pojawiła się pierwsza scena filmu.
@
Otoczyłam dłońmi wciąż
jeszcze ciepły kubek z herbatą, szczelniej opatulając się kocem i zerkając na
chłopców siedzących po obu moich stronach. Remus, wyciągnąwszy długie nogi
przed siebie, nie odrywał wzroku od ekranu, natomiast Syriusz ostentacyjnie wpatrywał
się sufit. Blask bijący od telewizora oświetlał jego rozłożone na oparciu
kanapy ręce i kawałek twarzy. Jego mina wyraźnie mówiła, że myślami jest daleko
stąd.
Westchnęłam, przenosząc wzrok na małą Katy, opiekującą się
naburmuszonym Lintonem. No dobrze, przyznaję, ten film nie był chyba zbyt
dobrym wyborem. Moi przyjaciele wybitnie się nudzili, a ja nie mogłam odsunąć
od siebie gryzących wyrzutów sumienia.
- Wiecie – zagadnęłam, odetchnąwszy głęboko – możemy to
wyłączyć…
Obaj chłopcy skierowali na mnie spojrzenia.
- Ależ skąd, oglądajmy – zaprotestował Remus, posyłając mi
łagodny uśmiech.
- Taa, lepsze to niż nic – stwierdził leniwie Syriusz. – A ja
nie chcę jeszcze spać.
Lunatyk rzucił mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Chciałem powiedzieć, że obejrzymy to z wielką PRZYJEMNOŚCIĄ,
prawda, Syriuszu? – podkreślił groźnie.
- Jaaasne. – Black popatrzył na mnie, a na jego ustach błąkał
się zawadiacki uśmiech. – Cammie, uwierz, to jest… ciekawe. O, ten cały
Heathcliff… bardzo interesująca postać.
Uniosłam brwi, zdziwiona, że zapamiętał jakiekolwiek imię –
zwłaszcza przy tak biernym zainteresowaniu – ale nie skomentowałam tego i
pozwoliłam im męczyć się dalej, wmawiając sobie, że dobrze im to zrobi.
Taa, jasne.
W pewnej chwili poczułam, że Syriusz oparł niedbale głowę na
moim ramieniu i przerzucił nogi przez oparcie. Zamarłam, napawając się ciepłem,
które z niego promieniowało i przyglądając mu się spod zmarszczonych brwi.
Serce tłukło mi się w piersi dziwnie głośno.
- Nie przeszkadzam ci, prawda? – zapytał po chwili, patrząc na
mnie z dołu. Jego spojrzenie było takie… uważne, skoncentrowane tylko na mojej
twarzy.
- Nnnie, skąd – wyrzuciłam z siebie, zwracając wzrok na ekran.
Właśnie w myślach porównywałam Heathcliffa z Syriuszem, kiedy
ten drugi sięgnął po moją dłoń i zaczął leniwie rysować palcem na skórze. W
tamtym momencie moje serce jakby eksplodowało, a na policzkach poczułam gorąco.
Co on wyprawiał?!
Rzuciłam mu spłoszone spojrzenie, ale on tylko gapił się
bezmyślnie na swoje palce, błądzące po mojej skórze. Zmieszana skrzyżowałam
spojrzenie z Remusem. Blondyn zmrużył oczy, jakby się nad czymś intensywnie
zastanawiał.
Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Syriusz zsunął mi z palca pierścionek, który nosiłam od dnia dziesiątych
urodzin, a potem uniósł go do oczu i zaczął mu się uważnie przyglądać.
Wpatrzyłam się w ekran, próbując skoncentrować się na słowach,
które wypowiadali bohaterowie. Co się ze mną działo? Merlinie, on po prostu się
nudził, i co z tego, że miał takie wspaniałe, ciepłe i szorstkie dłonie… Jego
dotyk sprawiał, że omal nie drżałam z zachwytu – a tak zdecydowanie nie powinno
być.
Muszę to skończyć, postanowiłam, ale kiedy chciałam
wyrwać mu swoją dłoń, on tylko ścisnął ją mocniej i posłał mi tak szelmowski
uśmiech, że osunęłam się nieco na kanapie.
Nie, nie, nie, powtarzałam jak mantrę. Niech ten
film się skończy, niech już się skończy…
Nie miałam pojęcia, dlaczego tak reaguję. Czy była to zasługa
(albo wina!) później pory, czy co najmniej dziwnej atmosfery, czy nawet tych głupich
walentynek…? Wiedziałam tylko, że serce biło mi niemiłosiernie szybko, a ja
sama miałam ochotę przytulić się do Syriusza – i to bynajmniej nie byłby
przyjacielski uścisk…
Nagle Remus wstał i przeciągnął się, rzucając nam tajemniczy
uśmiech.
- Położę się już – stwierdził – a film skończę innym razem,
dobra? Miłej zabawy życzę. –
I już go nie było.
Odchrząknęłam, zwracając na siebie uwagę Syriusza, który
puścił moją dłoń i popatrzył na mnie pytająco.
- Też możesz już iść – powiedziałam nieśmiało, uciekając
wzrokiem. Black wciąż opierał się o moje ramię, co powoli doprowadzało mnie do
szału. Takiego bardzo przyjemnego szału.
- Hej, ale Cammie – zaprotestował cicho – mówiłem, że podoba
mi się ten film. Chcę wiedzieć, jak się skończy.
Skinęłam tylko głową.
Kiedy historia Wichrowych Wzgórz dobiegała końca, już prawie
nie myślałam o tym, że Syriusz siedzi tuż obok, za to starałam się zetrzeć z
policzków niechciane łzy. Pociągnęłam nosem, mrugając i wpatrując się w
nagrobki Katy i Heathcliffa, przeklinając w myślach swoją głupią romantyczną
naturę…
- Cammie?
Syriusz nagle się wyprostował, patrząc na mnie bacznie.
Odwróciłam głowę, wycierając kocem łzy.
- Wiesz… Chyba j-już… p-pójdę – wymamrotałam, gramoląc się na
nogi.
- Hej, zaczekaj.
Poczułam na ramieniu jego dłoń, więc ze zrezygnowaniem opadłam
z powrotem na kanapę.
- Tak – burknęłam – popłakałam się. Ha, ha, ha. Śmiej się.
Kiedy Syriusz faktycznie zachichotał, wbiłam w niego
oskarżające spojrzenie.
- Jestem cholerną romantyczką i, cholera, nie powinnam oglądać
takich filmów, ale, cholera, co ja poradzęęę? – narzekałam, czując, że nowa
fala łez napływa mi do oczu. Już nie nadążałam z ich ocieraniem. – To jest
takie pięęękneee… Ja nie…
Ukryłam twarz w ramionach, zauważając z satysfakcją, że
Syriusz już się nie śmieje. Zamiast tego uniósł moją głowę i ujął twarz w
dłonie.
- Merlinie – mruknął, ocierając mi kciukiem policzek. – Ty
naprawdę płaczesz.
Pociągnęłam żałośnie nosem i, niewiele myśląc, wtuliłam twarz
w jego koszulkę. Silne ręce objęły mnie w talii i przyciągnęły bliżej.
Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, a w tle płynęła cicha muzyka,
kończąca film. Po jakimś czasie zaczęłam chyba odpływać, bo wydawało mi się, że
jestem w Hogwarcie, w pokoju wspólnym, i wyleguję się przy kominku, pozwalając
myślom błądzić swobodnie…
- Cammie – szepnął mi Syriusz do ucha. Uniosłam głowę, patrząc
na niego nieprzytomnie. – Chodźmy spać, co?
Byłam zdolna tylko skinąć głową, ale gdy chłopak zaczął się
podnosić, przytrzymałam go za rękę i… chyba zasnęłam.
@
Romansidłoromansidłoromansidłoromansidło!
Ekhm.
Tak, ale mimo wszystko lubię ten rozdział. ^^
Jest
tu trochę o filmach – to prawdziwe filmy, autentyczne, ale żadnego tak naprawdę
nie widziałam (tylko czytałam Wichrowe), więc cała akcja jest zmyślona. A, co
tam. ;)
No,
i to by było na tyle mojego walentynkowego ględzenia. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz