piątek, 5 lutego 2010

Rozdział 4



Wielbicielka?

Cholera, cholera, cholera.
Z całej siły uderzyłam pięścią w automat z napojami. Coś zabrzęczało, zachlupotało i po chwili do przygotowanego kubka spłynął jasnobrązowy płyn.
- No wreszcie – mruknęłam.
Nagle tuż obok przystanął Remus. Pod pachą trzymał jakieś papiery i przyglądał mi się z dziwną miną.
- No? – ponagliłam go, upijając łyk napoju.
- Orzechowe cappuccino? – zapytał blondyn podejrzliwie. – Ups.
- I co z tego, że orzechowe – burknęłam. – Au, cholera, gorące.
- Na tym polega sekret kawy – stwierdził Remus z uśmiechem. – Zimna zazwyczaj jest niedobra. Dlaczego pijesz orzechowe cappuccino?
- Bo lubię? – sarknęłam i westchnęłam, opierając się o automat.
- Nie lubisz kawy.
- Cappuccino to co innego.
Remus zaśmiał się cicho.
- Nieprawda. Co się stało? – Zmrużył swoje miodowe oczy.
Spojrzałam wymownie w sufit.
- Dlaczego od razu…
- Oj, Cam. Tylko wtedy pijesz kawę.
- Cappuccino.
- Mniejsza. Więc?
Wypuściłam głośno powietrze, gapiąc się w brązowawy płyn w kubku. I co, miałam mu się zwierzać? Och, jasne, już nie raz to robiłam, ale jednak…
- Po prostu… chyba się wkopałam.
Remus uniósł brwi, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo z pobliskiego gabinetu wychylił się Scott i machnął na niego ręką. Blondyn posłał mi tylko uważne spojrzenie i odszedł.
A ja, popijając cappuccino, podreptałam w stronę boksu.
- James – zaczęłam, czując, jak żołądek zawiązuje mi się w ciasny supeł. Nie znosiłam przyznawać się do winy. – Mamy problem.

@

Kieliszek zalśnił w promieniach słońca.
- Wiem, że się dziwicie – powiedział uroczyście Scott, uśmiechając się do zebranych w sali konferencyjnej. – Ale zapewniam was, że dokonałem dobrego wyboru i już dziś chciałbym ogłosić wam zwycięzcę za artykuł miesiąca.
Wśród pracowników rozległy się szmery. Napotkałam spojrzenie Jamesa, który pokręcił błagalnie głową. Zacisnęłam usta i odwróciłam wzrok.
Wybrałam sobie chyba najgorszy moment na wyjaśnienia, ale – cóż począć? – było już za późno. Tylko że problem tkwił w tym, że Jim wolał, bym siedziała cicho i dostała premię za jego pracę…
- Jak myślisz – spytała szeptem Lily – kto wygrał?
- Podejrzewam… – zaczęła Rachel, ale wtedy Scott wypowiedział moje imię i przywołał mnie do siebie.
- Cameron – stwierdził redaktor zadowolonym tonem – gratuluję. Wznieśmy…
- Chwileczkę – przerwałam mu, nie podnosząc wzroku znad bąbelków w kieliszku, który trzymałam dłoni. Ręka Scotta otaczała moje ramiona, wręcz wprawiając mnie w stan ekstazy i czyniąc, że wciąż się wahałam. –Ja… muszę  coś… powiedzieć.
- Owszem – odezwał się nerwowo  James – mowa zwycięska.
Popatrzył na mnie znacząco.
- Nie. – Uniosłam wzrok na ścianę gdzieś ponad ramieniem Syriusza. – Chciałabym powiedzieć, że to nie jest mój artykuł i ta nagroda mi się nie należy.
- Och – mruknął Potter, gdy w pomieszczeniu zapadła cisza. – No, tylko trochę jej pomogłem…
 Z żalem stwierdziłam, że Scott odsunął się ode mnie, zabierając rękę i stawiając swój kieliszek na stole, wokół którego staliśmy.
- Wyjdźcie. – Machnął na pracowników, którzy szeptali między sobą. – Swallow, Potter, wy zostajecie.
No i skończyło się camerowanie, pomyślałam ponuro, stając pokornie przed redaktorem.
- Proszę bardzo – powiedział James zrezygnowanym tonem. – Niech pan mnie ochrzani i da nam spokój.
- Zamknij się, Potter – rzucił Scott. – Jakoś straciłem ochotę na rozmowę. – Popatrzył na mnie wymownie. – Swallow, zawiodłem się.
- Podobno nie ma pan ochoty na moralizatorskie gadki – zironizował Jim, siadając na stole.
Scott zignorował go, wciąż zwracając się do mnie. Jeśli mogę coś powiedzieć, to obeszłabym się bez takiego wyróżnienia.
- Artykuł jest świetny, ale nie zasługuje na nagrodę.  I wy również. Potter, możesz wyjść.
James klepnął mnie po ramieniu i opuścił salę.
- A dla ciebie mam coś specjalnego. – Redaktor popatrzył na mnie złowrogo. – Jako że chciałaś zgarnąć premię.
- Nie chciałam! – obruszyłam się. Moje poczucie winy gdzieś wyparowało, tak samo jak onieśmielenie. – Wybacz, ale…
- Wybaczy PAN – poprawił mnie zimno Scott.
- Ach – fuknęłam. Więc już nie ma „po imieniu, mała”, hm? – Jasne. Jakby pan nie zauważył, przyznałam się.
- Yhm. Ledwo zdążyłaś.
- Zaskoczył mnie pan.
Scott zbył mnie machnięciem ręki.
- Nieważnie. Liczy się sam fakt przywłaszczenia sobie czyjejś własności, w tym wypadku potterowej. W tej chwili nie mam do tego głowy, ale licz się z tym, że myślę o karze dla ciebie. Do widzenia.
Omal nie prychnęłam. Zlustrowałam go złym spojrzeniem, stwierdzając w duchu, że w tamtym momencie za nic w świecie nie chciałabym chodzić z takim typem, po czym wypadłam na korytarz.
- Hej – rzucił czekający tam Syriusz, opierając się nonszalancko o drzwi toalety. – Gratuluję.
- Czego? – warknęłam, przystając.
- Kłóciłaś się z nim – oświadczył.
Uniosłam brwi, przyglądając się chłopakowi ze zdziwieniem.
- Skąd wiesz? – zapytałam.
- Widzę. – Syriusz posłał mi szelmowski uśmiech i zrobił ku mnie kilka kroków. – Jesteś wściekła.
Zerknęłam na jego dłoń, którą złapał mnie za łokieć.
- Co robisz?
- Idziemy na lunch – zaśmiał się brunet i prowadził mnie przez kilka kroków, dopóki nie wyszarpnęłam ręki. – Co jest?
- Nie wiesz, że nie powinno się trzymać kobiety za łokieć? – Kiedy uniósł brew, pośpieszyłam z wyjaśnieniem: – To takie szowinistycznie, wiesz. Facet pokazuje w ten sposób, że ma władzę.
Syriusz spojrzał na mnie z ukosa.
- Ja nie pokazuję – stwierdził.
- Łapiąc mnie w ten sposób? Pokazujesz – upierałam się. Doszliśmy do schodów i ruszyliśmy na dół. Osiem stopni, zakręt, znów osiem. – A ja tego nie lubię – dodałam.
Syriusz pokręcił głową, znów śmiejąc się pogodnie.
- W takim razie na przyszłość będę pamiętał – oświadczył. Weszliśmy do szatni, gdzie odebrał nasze płaszcze i podał mi mój. – Tak czy inaczej… Czy Dagger stracił wielbicielkę?
Popatrzyłam na niego zdziwiona i owinęłam się szalikiem.
- Po pierwsze, nie jestem jego wielbicielką, a po drugie… Hej, co to za mina?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Sceptyczna – stwierdził. – Jesteś jego wielbicielką.
- Kwestia sporna – odparłam. Chłopak otworzył przede mną drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. – Jestem na niego zła, bo powiedział… Zresztą, musimy o tym rozmawiać?
- Nie, skąd – powiedział brunet. – Wszyscy są w Balansie*. Idziemy?
- Jasne. A chciałbyś gdzie indziej?
- Tam jest cholernie tłoczno – mruknął Syriusz – ale okej. To o czym porozmawiamy?
Zagapiłam się w szary chodnik i kopnęłam jakiś zbłąkany kamyk, przypominając sobie, że wmówiłam Syriuszowi, że idę na koncert ze Scottem, co nie było prawdą… nawet w połowie.
Nagle zrobiło mi się głupio, i to już po raz drugi tego dnia. Schowałam twarz w szalik.
- Syriusz – zaczęłam nieśmiało. Z pewnością będzie zły, ale niech stracę i mam to już za sobą. – Muszę…
- Nie, to ja muszę… – przerwał mi chłopak, nie patrząc na mnie. – Muszę ci coś powiedzieć. – Zamilkł na chwilę, a kiedy zerknęłam na jego twarz, zauważyłam dziwne zakłopotanie. – Emm… Wiesz co? Stella niestety nie może pójść ze mną na ten koncert.
Widział, że mu się przyglądam, i wpatrzył się niebo.
- Nie może? – powtórzyłam. – Dlaczego?
- Ech. Problemy rodzinne – stwierdził, wzruszając ramionami.
- Proble… Zaraz. – Aż przystanęłam. – Ty jej WCALE nie zaprosiłeś!
- Co? – Syriusz otworzył szeroko oczy. – Nieprawda – żachnął się. – Zaprosiłem, zgodziła się, ale teraz… no, nie może pójść.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Nie, nie zaprosiłeś jej. Syriusz, ty jej wcale nie znasz, nie poszedłbyś z taką…
- Nie wiesz, kogo znam. – Chłopak wyciągnął rękę, zawahał się przez moment, a potem chwycił mnie za dłoń w rękawiczce. Zadrżałam, wpatrując się w jego oczy. Szare… nie, szaroniebieskie…
I zapewnie dlatego zapomniałam, o czym mówiłam. Bo zastanawiałam się nad tym, jaki kolor mają oczy Blacka. Tak, tylko dlatego. Kolor był ważny.
- A ty? – spytał, widząc, że milczę, kiedy już ruszyliśmy dalej (oczywiście oboje z rękami w kieszeniach). – Co chciałaś mi powiedzieć?
- Wiesz – zerknęłam na niego nieprzytomnie – to już nieważne.
No, bo co by było, gdyby się okazało, że oboje skłamaliśmy? Bo wiedziałam, że mam rację i Syriusz nie zaprosił Stelli. Byłam tego pewna.
- Ważne – uparł się. Minęliśmy skrzyżowanie z ulicą Redcliffe Gardens, skąd do malutkiej restauracji, do której zmierzaliśmy, było tylko parędziesiąt kroków. – O co chodzi? Chcę wiedzieć.
- Nie, naprawdę…
- Cammie.
Westchnęłam przygnębiona. Mogłam znów coś zmyślić, ale po co? I tak by się wydało, a ja chyba już nie chciałam nikogo okłamywać. Nie chciałam JEGO okłamywać.
- No, bo ja wcale nie idę na koncert ze Scottem – wyrzuciłam z siebie ponuro. – Ba, nawet już nie mówię mu po imieniu…
Ku mojemu niezmiernemu zdumieniu Syriusz nie wybuchł złośliwym śmiechem, nie uniósł ironicznie jednej brwi ani nawet się nie oburzył. Spojrzał na mnie z dziwnie zadowolonym wyrazem twarzy i stwierdził:
- Dagger jest do chrzanu, nie przejmuj się nim. A jeśli cię to jakoś pocieszy… Czasem mówię mu per „Dagger”, chociaż grozi, że mnie wyleje.
Parsknęłam śmiechem.
- Naprawdę? – spytała niedowierzająco.
- Taa. – Syriusz wyszczerzył zęby. – Nigdy nie słyszałaś? Facet prawie dostaje apopleksji, ale jestem zbyt dobrym pracownikiem.
Odwzajemniłam uśmiech, który mi posłał. Zbliżyliśmy się do Balans West, a ja przez szybę dojrzałam naszą piątkę, zajmującą nasz zwykły stolik w rogu pomieszczenia i przeglądająca karty menu.
- Także wiesz – stwierdził Syriusz lekkim tonem – zawsze możesz pójść na ten koncert ze mną.
Przytrzymał dla mnie drzwi, uśmiechając się przyjaźnie.
- Taak? – spytałam podejrzliwie. – Stella nie będzie zła?
Chłopak machnął ręką.
- Daj spokój, co tam Stella – powiedział.
Spojrzałam na niego przez ramię, zmierzając w stronę stolika przyjaciół.
- Jesteś pewny? – droczyłam się.
- Owszem. – Popatrzył na mnie intensywnie i dodał: – Z tobą będę się nawet lepiej bawił.
Poczułam miłe ciepło w okolicach serca.
- Hm… wiesz, do marca jeszcze dużo czasu, co, jeśli spotkasz jakąś inną Stellę?
- Takie „Stelle” mnie nie interesują, Cammie – powiedział lekceważącym tonem. – Szczerze mówiąc, są beznadziejne.
Dotarliśmy do stolika. Lily podała nam kartę, a James przesunął się na obitej w skórę kanapie, robiąc nam miejsce obok siebie.
- Czy ty właśnie przyznałeś – uśmiechnęłam się, odbierając menu i siadając – że nie zaprosiłeś Stelli?
Syriusz popatrzył po twarzach przyjaciół, którzy przysłuchiwali się rozmowie, i tylko wyszczerzył zęby.
- Hej, Cam, co z Daggerem? – zapytał James, kiedy już oboje z Syriuszem zamówiliśmy lunch (śniadaniowe burrito dla Syriusza i moje francuskie tosty cynamonowe), a ja z nudów zaczęłam przesypywać łyżeczką cukier. – Strasznie ględził?
- Jak cholera – odparłam, błyskając uśmiechem i rozsypując nieco białych kryształków. Syriusz od niechcenia zgniótł kilka z nich solniczką. – I zapowiedział mi szlaban.
Przyjaciele spojrzeli na mnie ze zdumieniem. Zapewnie James powiedział im już, o co dokładnie chodziło z artykułem, bo żadne z nich nie zażądało ode mnie wyjaśnień.
Zmarszczyłam brwi. Syriusz nie mógł wiedzieć, o co chodziło, bo był ze mną, a i tak nie oczekiwał wyjaśnień. Uroczo!
- Jak: szlaban? – zapytała Mary.
- Normalnie. Pewnie da mi jakąś dodatkową pracę czy każe zostać po godzinach – odparłam. – Za oszustwo.
- Hej, ale to ja oszukiwałem! – oburzył się James, na co pozostali parsknęli śmiechem. – No co? Tęsknię za McGonagall i jej szlabanami.
Machnęłam leniwie ręką.
- Zwisa mi to – powiedziałam, tak gwałtownie wbijając łyżeczkę w cukier, że Lily przezornie odebrała ją ode mnie. – Najwyżej napiszę jeden artykuł więcej, byleby już nie zrzędził…
- Koniec z „Och, Scott, jesteś wspaniały!”? – zaśmiała się Rachel.
Rzuciłam Syriuszowi pełne wyrzutu spojrzenie, jakby to on był winny za to, że Rach też uważała mnie za wielbicielkę Scotta. Tylko zamrugał niewinnie.
Przyszedł kelner, niosąc na tacy nasze zamówienia. Zajęłam się swoimi tostami, delektując się cudownym jabłkowym zapachem, który roztaczało moje danie i czując, że mój żołądek właśnie zaczyna upominać się o pożywienie; oprócz tego pogrążyłam się w rozmyślaniach, oczywiście o Scotcie.
Czy stracił w moich oczach? Zrobił, co do niego należało. Może trochę zdenerwował mnie tym, że znów zmieniał do mnie podejście… Najpierw był miły, wręcz czarujący, a potem tratował mnie jak krnąbrną nastolatkę. Litości.
Do moich uszu dotarły strzępki rozmowy przyjaciół, więc podniosłam wzrok znad tosta. Rachel mówiła właśnie:
- Walentynki już w piątek, ludzie, lepiej coś sobie zaplanujcie…
- Dziś jest wtorek – rzucił Remus i wypił łyk malinowej herbaty. – Zresztą, co tu planować? Dzień jak co dzień.
Pokiwałam gorliwie głową, uśmiechając się wesoło do blondyna. On również nie przepadał za walentynkami, chociaż może z nieco innego powodu niż ja… No, w każdym razie wątpię, by co rok siedział nocą w oknie i wzdychał smętnie.
Ale ciiii, ja nic takiego nie mówiłam, jasne?
- I tak pewnie wylądujemy w jakiejś restauracji – stwierdziła rezolutnie Mary. Jako racjonalistka zdecydowanie gardziła świętem zakochanych i „obchodziła” luperkalia z piętnastego lutego, i to tylko wtedy, kiedy miała z kim tańczyć i biegać po mieście z rzemieniami, które zapewniały płodność. Taaaak.
- Nudziarze – zaśmiał się James, dłubiąc widelcem w swoim omlecie.
- No, a wy co, Rogaś? – zainteresował się Remus. – Też pewnie pójdziecie coś zjeść.
- Żeby tylko, Luniak, żeby tyl… Auu! – Lily dała Potterowi kuksańca w bok, uśmiechając się lekko. – No co?
- No nic – oświadczyła Ruda i wsadziła mu do ust widelec z wielkim kawałkiem omletu. – Smacznego, kochanie.
Zaśmiałam się pod nosem, czym zwróciłam na siebie uwagę Rachel.
- Cam! Powiedz im coś, co? Chcesz kolejne nudne walentynki? – zapytała.
Wbiłam wzrok w nadruk na obrusie. Fakt, w Hogwarcie też zazwyczaj wymykaliśmy się do Hogsmeade – ja, Remus, James, Lily, Mary i okazjonalnie Rachel – ale to… wcale nie był szczyt moich marzeń. Nie, żeby przyjaciele…
Nagle popatrzyłam na Syriusza.
- Och – wyrwało mi się. Chłopak poparzył na mnie znad filiżanki kawy. – Po raz pierwszy spędzę z tobą walentynki.
Syriusz przez chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku, dziwnie zbity z tropu, a potem zagapił się w sufit.
- No, tak jakoś się złożyło – mruknął.
Uśmiechnęłam się niepewnie, bo reszta przyjaciół też patrzyła na mnie spod uniesionych brwi.
- No co? – zmieszałam się. – Zawsze miał randki, nie?
- Przecież nie będziesz tylko z nim. – Rachel przekrzywiła głowę.
Wywróciłam oczami.
 - Wiem przecież. – Zaśmiałam się. – Tak tylko powiedziałam. Rany, może faktycznie powinniśmy wymyślić coś innego, po raz pierwszy Syriusz będzie samotny.
Black obrzucił mnie ironicznym spojrzeniem i zaczął bawić się cukierniczką.

@

Od: rachel_in_love
Do: cameron_sw
Temat: walentynki.
Idźcie na dyskotekę. ;D Dużo singli tak robi.
I czasem znajdują sobie kogoś… na tę noc.

Od: cameron_sw
Do: rachel_in_love
Temat: CHOLERNE walentynki.
Rany! Rach, zajmij Ty się lepiej swoimi planami, co?

Od: rachel_in_love
Do: cameron_sw
Temat: WSPANIAŁE walentynki.
My z Davidem już od dawna mamy plany. ;D

Od: cameron_sw
Do: rachel_in_love
Temat: dupa.
Taa, od września.

Od: rachel_in_love
Do: cameron_sw
Temat: foch.
Jesteś niemiła.
Wiesz, że we wrześniu jeszcze go nie znałam.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: ach!
Jesteś niemiła dla tej wariatki?
Dziękuję! Kocham Cię. Może wreszcie się zamknie.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: biedaki.
Współczuję Wam. Tobie i Remusowi. Praca z nią w jednym boksie musi być… wesoła.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: jest wesoła.
Ale czasem mamy dość takiej wesołości, sama rozumiesz.
Hej, ale lepiej zmieńmy temat, ciągle plącze się koło mojego biurka. Jeszcze zobaczy coś, czego nie powinna, i się obrazi. Jest do tego zdolna.
Co miałaś na myśli, tak się ciesząc z tego, że w piątek będę z Wami?

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: cóż.
Och, nic takiego. Tak po prostu.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: jaaasne.
Cammie, jesteś taaaka przekonywująca.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: spadaj.
Syriusz, no… po prostu to będzie dziwne.
Inne.
Ciekawe…

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: :D
…przewspaniałe!

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: Re: :D
A to się jeszcze okaże.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: ;)
Przekonasz się. ;D Moje dziewczyny zawsze są baaaaaaaaardzo zadowolone z walentynek ze mną.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: Re: ;)
Nie jestem Twoją dziewczyną, Syriuszu.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: hm.
Nie powiedziałem, że jesteś.
I wiesz, Cammie, ja też się cieszę, że będziesz z nami, a nie z jakimś… kimś tam.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: Re: hm.
Och. To miłe. :)
Czekaj. Scott do mnie pisze. Cholera.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: Re: hm.
Cudownie.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: Re: hm.
Nie obrażaj się, to pewnie à propos tej kary.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: Re: hm.
A widzisz, żebym się obrażał?
Ostatecznie, wciąż do Ciebie piszę.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: Re: hm.
Taa. Czuję się zaszczycona.
Jesteś coś wrażliwy na jego punkcie, wiesz? ;>

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: Re: hm.
To moje słowa!

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: Re: hm.
Teraz już moje. ;p

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: Re: hm.
Kobieto, puchu marny…

Od: dagger_journal
Do: cameron_sw
Temat: ważne.
Swallow, 19-tego lutego, tj. środa przyszłego tygodnia, na stadionie Stamford Bridge odbędzie się mecz piłkarski (mogę podać też nazwy klubów, które będą grać, ale raczej nic nie będzie Ci to mówić). W każdym razie Black idzie na ten mecz, bo będzie pisał o tym artykuł, a Ty pójdziesz z nim. Zrobisz wywiad z kobietami. Rozumiesz, damskie spojrzenie na sport i te sprawy.
To Twoja kara. Powiedz Blackowi.
Z poważaniem,
S. Dagger, redaktor naczelny

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: cholera.
Merlinie. Nienawidzę Daggera.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: cholera co?
Dlaczego?

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: grr!
[cytat: dagger_journal]

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: o!
Kocham Daggera. ;D
___
* Balans West – autentyczna kafejka w Londynie, na Old Brompton 239. (; Co prawda mam pewne wątpliwości co do jej istnienia w roku ’80, no ale tak mnie urzekła, że musiałam napisać o niej. Pokazać Wam zdjęcia? Są piękne, wspaniałe, cudowne. Ja chcę do Londynu!
1234;
I w ogóle to menu też jest authentic. xd 

@

Nie wiedziałam, komu zadedykować, więc ostatecznie nie zadedykowałam nikomu. ^^ Chciałam Miśce, za nowego bloga, ale już obiecałam jej rozdział piąty, więęęc…
No. W każdym razie minął mi pierwszy tydzień szkoły po powrocie z ferii i… uch. Jak ja chcę już wiosnę. Potem lato, lato i wakacje. Nawet nie wiecie, jak bardzo tego chcę. Śnieg i mróz mnie wykańczają.
I wiecie co? Nie znoszę pogrubiać tych emaili. ;d

A! Zapomniałabym. Następny rozdział w walentynki. <33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz