czwartek, 21 stycznia 2010

Rozdział 2



Redaktorski urok
Dla Isil. <3


Jaaames? – ziewnęłam, unosząc głowę znad zapisanego po brzegi notesu. – James. Co robisz?
Czarnowłosy wychylił się zza swojego monitora i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Pracuję – rzucił, ale typowo huncwocki wyraz jego twarzy burzył wizję przyzwoitego pracownika.
- A tak na serio? – zapytałam, tłumiąc kolejne ziewnięcie i zerkając na wiszący nad wejściem zegar. Czwarta dziesięć. Miałam jeszcze tylko niecałą godzinę, nie było szans, żebym zdążyła.
- Gram w pasjansa – odparł chłopak zza monitora. – Kocham mugoli za te ich sprzęty, nigdy nie myślałem, że można TAK grac w karty… Hmm… As? Ja ci dam…
- Jim – zajęczałam, wgapiając się żałośnie w ekran mojego komputera. Miałam tylko smętne pół strony. Pisanie wyjątkowo mi dziś nie szło, a do tego temat walentynek… – Jim, nie mam weny. Ile zając ci twój artykuł?
- Emm… Co? – spytał Potter nieprzytomnie. – Aaa, artykuł. No, jakieś dwie strony. Wiesz, my, faceci, nie mamy zbyt wiele do powiedzenia w sprawie tego święta…
Nie mają zbyt wiele do powiedzenia?!
- Jasny szlag – lamentowałam. – Ja mam pół strony. Cholera! Scott mnie zabije.
- Pół strony? – zainteresował się James, wstał i podszedł do mojego stanowiska. – Ee, nie żartuj. – Zerknął mi przez ramię i mina mu zrzedła. – Ups.
Popatrzył na mój wielki nagłówek „Czy kobiety naprawdę kochają walentynki?”, który był praktycznie połową zapisanego tekstu, a potem spojrzał na mnie.
Zrobiłam najbardziej żałosną minę, jaką tylko potrafiłam.
- Pomóż mi – jęknęłam. – Chcę żyć. Kocham życie! Wiesz, kupiłam sobie dziś świetną kieckę i chciałabym ją chociaż raz założyć, ale jeśli…
- Dobra, dobra. – James porwał notatki, na których opierałam łokcie, i zabrał się do czytania. –Dużo tu tego masz. Twoje wywiady zawsze są świetne, nie rozumiem… O, nawet Lily się wypowiadała! – ucieszył się , przysiadł na krawędzi mojego biurka i zagłębił się w lekturze.
Ja tymczasem nacisnęłam klawisz na klawiaturze i zmazałam kilka ostatnich słów. Tragedia. Jestem już martwa.
Po pięciu minutach James nadal czytał, co jakiś czas chichocząc pod nosem, a ja coraz bardziej się denerwowałam. Przed wyjściem powinnam oddać ten artykuł do druku, a piąta zbliżała się wielkimi krokami. Po raz pierwszy nie cieszyłam się, że kończę pracę o siedemnastej.
Dźgnęłam chłopaka długopisem w plecy, ale nie zareagował, więc z nudów kliknęłam na ikonkę poczty i napisałam do Lily:
Aaach, Lil, pomóż mi!
Postukałam paznokciami w blat biurka, gapiąc się przez szklane ściany do sąsiedniego boksu. Syriusz wyłożył nogi na biurko i właśnie rzucił papierową kulką w Remusa. Śmieć odbił się od jego głowy i upadł na biurko, a blondyn schwycił go i wrzucił do stojącego obok kosza. Trafił idealnie. Syriusz powiedział coś, a rozmawiająca przez telefon Rachel zaśmiała się.
Lily nie odpisywała – najwyraźniej pracowała – więc zabrałam się za kolejnego maila.

Od: cameron_sw
Do: jim_prongs, l_evans, mr_moony, ms_masterson, rachel_in_love, s_sirius
Temat: testament.

TESTAMENT MÓJ
Żyłam z Wami, cierpiałam i płakałam z Wami.
A teraz, gdy nadchodzi moja ostatnia godzina, pragnę wyznać Wam swoje uczucia i przekazać to, co zostanie po mnie, nieszczęsnej, na tym ziemskim padole.
James. Bracie mój. Dziękuję za to, że próbowałeś. W Twe ręce oddaję mój dziennikarski fotel. Teraz będziesz musiał wcielać się również w londyńskie kobiety. Wybacz.
Lily, siostro! Weź moją biżuterię, wiem, że ją kochasz. Przelej w nią swoją miłość do mnie.
Remusie. Mój kochany Remusie. Dla Ciebie wszystkie książki z mojej biblioteczki. Znajdziesz tam nawet Szekspira! Korzystaj mądrze. Mary da Ci klucze.
Mary, współlokatorko! Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną mieszkać. Ze mną, chociaż jestem jaka jestem. Dla Ciebie wszystkie moje buty.
Rachel, skarbie. Wiesz, że Cię kocham? Naprawdę! Weź tę sukienkę, która wisi na oparciu mojego fotela. Będzie do Ciebie idealnie pasować. Ach, reszta ubrań też jest Twoja.
Syriuszu. Dla Ciebie nie mam nic, bo Cię nie lubię. Ale wiedz, że wybaczam wszystkie Twoje karygodne występki, które popełniałeś przez te osiem lat naszej znajomości. Tak przed śmiercią.

Wasza na zawsze,
Cameron Swallow

Uśmiechnęłam się ponuro i kliknęłam na przycisk „wyślij” dokładnie w tym samym momencie, w którym James rzucił moje notatki na biurko i wykrzyknął:
- Wiem!
- Wiesz? – zapytałam z nadzieją.
- Tak. Mam pomysł – oznajmił wesoło i rzucił się na swój fotel, po czym zabrał się do pisania.
Spojrzałam na zegar. Za dwadzieścia.
- Dziękuuuję! – zawołałam i rzuciłam się przyjacielowi na szyję. – Kocham cię, mówiłam już? Jeśli ci się uda, to przez cały miesiąc stawiam ci lunch, dobra?
James zaśmiał się, nie odrywając oczu od ekranu.
- Gdybyś nie był zaręczony, poprosiłabym cię o rękę – stwierdziłam, siadając na swoim fotelu i naciskając informację o dwóch nowych wiadomościach. – Jesteś cudowny.
- Wiem – oświadczył Potter, rzucając mi pogodne spojrzenie. – Ale niestety… Jak chcesz, to pogadaj z Lily. Może akurat mnie sobie odpuści…
- A skąd – odparłam. – Tak tylko żartowałam. Lil jest twoja.
Jim pisał coś pospiesznie, a ja zapatrzyłam się w maila od Rachel.

Od: rachel_in_love
Do: cameron_sw
Temat: aaa!
Kupiłaś nową kieckę i nic mi nie powiedziałaś?!

Zaśmiałam się cicho i zabrałam za pisanie odpowiedzi. Ikonka drugiej wiadomości wciąż migała w rogu.
Dziś przed pracą. Jest przecudowna. Ale wybacz, że zrobiłam Ci nadzieję, jednak nie umieram. Za to bardzo kocham Jima. 
Po raz kolejny tego dnia rzuciłam okiem na zegar, a widząc, że zbliża się siedemnasta, spytałam:
- Jak ci idzie?
Potter napisał jeszcze kilka słów i zerknął na mnie.
- Już prawie skończyłem. Mam nadzieję, że Dagger nie pozna, że to mój styl.
- Wiesz, nie odwdzięczę ci się do końca życia – westchnęłam i odczytałam drugą wiadomość.

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: a więc to tak.
A więc to tak. Niczego mi nie przepisujesz, co? Przyjacielowi? Wstyd i hańba. Nigdy Ci tego nie wybaczę.

Przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać.

Od: cameron_sw
Do: s_sirius
Temat: materialista!
Nawet nie przejąłeś się tym, że umieram!

Od: s_sirius
Do: cameron_sw
Temat: hm.
I tak spotkalibyśmy się w piekle. ;D

Potrzasnęłam głową, teraz już śmiejąc się w głos.
- Co jest? – zapytał James, unosząc głowę.
- Nic, nic – powiedziałam. – Pisz spokojnie.
Dostałam kolejną wiadomość, więc rzuciłam się, by ją odebrać, ale ta nie była już od Syriusza.

Od: l_evans
Do: cameron_sw
Temat: kochana!
Słyszałam, że kochasz mojego narzeczonego. Czy ja o czymś nie wiem? Co się tam u Was dzieje?
Ps. O co chodzi z tym testamentem?

- Skończyłem – oświadczył James, przeciągając się. – I nawet nieźle wyszło. Czekaj, wyślę ci na pocztę…
- Jasne – mruknęłam, równocześnie pisząc: „Rach Ci powiedziała? Ps. Testament już nieaktualny”.
- Cammie – zaśmiał się James, pochylając się ku swojemu monitorowi. – Coś ty to zrobiła?
- Co takiego? – zainteresowałam się.
- Testament? – Chłopak odsunął się od biurka i zgiął w pół, trzymając się za brzuch. – Merlinie, Cam, jesteś wielka!
Spojrzałam z czułością na śmiejącego się przyjaciela.
- Ocaliłeś mnie – stwierdziłam, pociągając nosem. – Dzięki tobie żyję…
- Tak, i dlatego też chciałaś tylko dołożyć mi więcej pracy – powiedział James wesołym tonem. Wstał i rozłożył ramiona. – Chodź tu, ty moja „nieszczęsna”.
Zerwałam się z fotela i podbiegłam do chłopaka, przytulając się do niego mocno. Jim chwycił mnie w pasie i razem ze mną obrócił się wokół własnej osi.
- No tak – usłyszeliśmy po chwili. Potter postawił mnie na ziemi i oboje spojrzeliśmy na stojącą w drzwiach Lily. – Więc Rachel miała rację?
- Miała! – Wybuchłam śmiechem i rzuciłam się rudowłosej na szyję. – Twój facet jest wspaniały.
- Wiem o tym – rzuciła z szerokim uśmiechem. – A o co dokładniej chodzi?
- Potem ci opowiem – machnęłam ręką i pognałam w stronę komputera, by wysłać artykuł do Scotta.
I zdębiałam. James zapisał całe trzy strony!
Nie czytając ani słowa, wkleiłam tekst do maila.
- Powiedzmy, że ci ufam – powiedziałam do Jima, ale ten był zajęty swoją narzeczoną, więc tylko uśmiechnęłam się lekko.
W tej chwili wszedł Scott, a James i Lily odskoczyli od siebie i uciekli na korytarz.
- Dobry – przywitałam się, posyłając redaktorowi filuterny uśmiech.
- Co z artykułem? – zapytał surowo, spoglądając na zegarek. Ja również zerknęłam. Za dwie piąta.
- Właśnie go wysłałam. – Rozpromieniłam się.
Scott oparł dłonie na biodrach i pokręcił głową tak, że jego cudowne kasztanowe włosy opadły na oczy.
- Jak zawsze na ostatnią chwilę – zażartował.
Wstałam i zebrałam z biurka swoje rzeczy.
- Ważne, że jest, prawda? – spytałam lekko, zawieszając torebkę na ramię.
- Mam nadzieję, że będzie tak dobry jak zawsze – powiedział Scott i podał mi reklamówkę z sukienką. Na jego ustach gościł szelmowski uśmiech, tak szelmowski, że z wrażenia omal nie przestałam oddychać. Z drżeniem serca odebrałam od niego siatkę.
- Dziękuję – bąknęłam, spuszczając wzrok. – Również mam nadzieję, że artykuł się spodoba… Walentynki, to… cóż, to nie jest mój ulubiony dzień w roku.
- Nie? – zainteresował się Scott. Posłał mi łagodne spojrzenie, od którego zmiękły mi kolana. – Jak to? Walentynki to wspaniały dzień.
- Nie dla wszystkich – rzuciłam, uciekając wzrokiem.
- Hej, Cam, taka piękna dziewczyna jak ty na pewno wspaniale spędzi ten wieczór.
Wlepiłam w niego zaskoczone spojrzenie. Czy… czy on powiedział mi komplement? Scott Dagger, boski redaktor naczelny? Mnie?
Nie wierzyłam własnym uszom.
- Tak myś… Tak pan myśli? – wyjąkałam.
Scott zbliżył do mnie swoją twarz i powiedział cicho:
- Mów mi po imieniu, mała.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wparował Syriusz.
Ledwo go widziałam, tak byłam oszołomiona.
- Cammie! Ruszaj się, wszyscy na ciebie czekają – powiedział Black, a potem spojrzał na Scotta, jakby dopiero co go zauważył. – O, pan redaktor. Witam uprzejmie – stwierdził dziwnie ironicznie. – Gotowa? – Znów zwrócił się do mnie.
Popatrzyłam na niego nieprzytomnie.
- To chodź – oświadczył Syriusz sucho, podszedł do mnie i chwycił moją dłoń, tę wolną od reklamówki, po czym pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, już poza strefą działania czaru Scotta, Syriusz odsunął się ode mnie, chowając obie ręce do kieszeni.
- Co tam robiliście? – burknął, rzucając mi spojrzenie spode łba.
- Eee – odparłam elokwentnie – rozmawialiśmy.
- Taa? – Chłopak przyspieszył tak, że ledwo za nim nadążałam. – To świetnie. Fajnie było?
Zmarszczyłam brwi.
- Tak, a co? – zapytałam wyzywająco. Właśnie zdałam sobie sprawę, że Syriusz przerwał nam nasze cudowne tête-à-tête i poczułam rosnącą złość. – Pozwolił mi mówić do siebie po imieniu – pochwaliłam się.
Syriusz tylko prychnął.
Zbiegliśmy ze schodów i skierowaliśmy się w stronę szatni, gdzie cała reszta czekała już na nas, ubrana od stóp do głów.
- Wreeeszcie – westchnęła Rachel, klaszcząc w dłonie, odziane w grube rękawiczki. – Szybko, ubierać się, idziemy na jakiegoś drinka.
- W poniedziałek? – zdziwiłam się, odbierając od woźnej płaszcz. Remus podszedł do mnie i pomógł mi go założyć, uśmiechając się ciepło.
- A owszem – odparła Mary, poprawiając swoją wielką, futrzastą czapkę. – Poniedziałek to ciężki dzień, co nie? A w domu nie ma nic do jedzenia – oznajmiła.
- No tak – potwierdziłam. – Nie zrobiłaś zakupów.
- Ja! – oburzyła się Mary, po czym wybuchła śmiechem.
Owinęłam szyję szalikiem, a potem wciągnęłam rękawiczki.
- Gdzie masz czapkę? – zatroszczył się James.
- Nie lubię czapek, niszczą mi moją piękną fryzurę – zażartowałam, roztrzepując sobie grzywkę. – A ty martw się o swoją Lilkę.
- Ja noszę czapkę. – Ruda wystawiła mi język. Ledwo było ją widać zza potężnej chusty, którą się owinęła.
- No już, już – marudziła Rachel, poganiając nas w stronę wyjścia. – Bo nam wszystko pozamykają.
- O piątej w dzień powszedni? – sarknął Remus, przytrzymując nam drzwi.
Kiedy wyszliśmy na dwór, odezwał się Syriusz:
- Ja wracam do domu.
- Cooo? – zdziwił się James. – Ej, Łapo, jak to? Idziesz z nami.
- Nie, naprawdę – mruknął chłopak, wbijając ręce głębiej do kieszeni. – Mam coś do zrobienia.
- Skoro tak twierdzisz… – westchnął Potter.
- Masz klucze? – spytał Remus jako ten, który najbardziej dbał o ich wspólną kawalerkę.
- Jasne – burknął Syriusz, rzucił mi nieokreślone spojrzenie, po czym odwrócił się i odszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz